Szybki sukces filmu Bohemian Rhapsody, pomimo docinek krytyków filmowych, powinien powiedzieć ci coś o nieprzemijającym uroku Queen. Film koncentruje się na Freddiem Mercurym, ale to był rzadki zespół, w którym czterech wykonawców i znakomitych autorów piosenek miało równe szanse. Gitarowa praca Briana Maya, funkowy bas Johna Deacona i dramatyczna perkusja Rogera Taylora (oraz niedoceniony talent wokalny) w połączeniu z wrodzoną teatralnością i niezaprzeczalną charyzmą Mercury’ego stworzyły coś wyjątkowego. Queen równie dobrze radził sobie z rockiem, tańcem, R&B, a także, owszem, z operą – czasem w ramach jednej piosenki. Biografia, co zrozumiałe, koncentruje się na hitach. Oto kilka równie zasłużonych, aczkolwiek nieco niedocenianych piosenek z katalogu zespołu.
„In the Lap of the Gods” (1974)
Ale pierwsze dwa albumy Queen zawierały przebłyski tego, co uczyni ich tak wyjątkowymi w kolejnych latach, jak wiele zespołów, to właśnie na ich trzecim wydawnictwie wszystko zaczęło się układać w całość. Sheer Heart Attack był znany ze swojej bardziej skoncentrowanej rockowej intensywności, pozostawiając za sobą pewne prog-rockowe akcenty z pierwszych dwóch albumów zespołu, które nigdy tak naprawdę nie pasowały do nich. Pozostawił również miejsce na dotyk Mercury’ego w balladach takich jak ta, którą zespół nasycił rockowymi akcentami, by nie stać się zbyt miękkim.
„Death on Two Legs (Dedicated to…)” (1975)
Ouch! Mercury może i jest uwielbiany, ale na pewno nie chciałeś z nim zadzierać. Najwyraźniej ten pierwszy utwór na płycie A Night at the Opera był obelgą wymierzoną w byłego menadżera Queen. Było to tak zaciekłe, że doprowadziło do procesu sądowego. Jednak jeśli odłożyć to wszystko na bok, zespół pracuje na wszystkich cylindrach w tym utworze. Do czasu wydania czwartego albumu, który przyniósłby hit, który zmieniłby ich karierę, zespół znalazł formułę dramatycznego rocka, która naprawdę wyróżniała ich spośród rówieśników, a „Death” jest tego doskonałym przykładem.
Related: „An Unjustly Forgotten Queen Album”
„Long Away” (1976)
Brian May nie dostaje wystarczającego kredytu za swoje umiejętności jako autor piosenek w zespole. (Podobnie zresztą jak John Deacon czy Roger Taylor.) Jego sporadyczne kroki jako głównego wokalisty mogły być nieco prostolinijne w porównaniu do tych, kiedy Mercury zapuszczał się na idiosynkratyczne terytorium. Ale jego zmysł melodyczny był nieomylny, co widać na tym singlu z płyty A Day at the Races, która nie odniosła większego sukcesu. A szkoda, bo jest przemyślany i chwytliwy.
„It’s Late” (1977)
News of the World zostało zdominowane przez jedno-dwa uderzenia „We Will Rock You” i „We Are the Champions,” nie pozostawiając prawie żadnej przestrzeni do oddychania dla singli wydanych w ich następstwie. Stąd też najdłuższy utwór na płycie nie cieszył się zbytnią popularnością w radiu, zwłaszcza gdy został skrócony do długości singla. Napisany przez May’a, zawiera jedne z jego najcięższych partii gitary i zmusza Mercury’ego do wzniesienia się na wyżyny swoich wokali (co zawsze jest dobrą rzeczą) z powodu ogromnej ilości muzyki za nim. Te warstwowe głosy podkładu zawsze brzmią fantastycznie, bez względu na kontekst.
„Dragon Attack” (1980)
Jazz był następcą News of the World i był trochę dzikim melanżem, mimo że zawierał kilka dobrych singli. Prawdziwy rozkwit Queen nastąpił wraz z wydanym w 1980 roku The Game, prawdopodobnie najlepszym albumem zespołu od góry do dołu. Single są zgrabne i ostre, ale utwory z albumu również kryją w sobie kilka znakomitych niespodzianek. Ten funkowy trening charakteryzuje się bezlitosnym rytmicznym atakiem, gdy May dołącza do Deacona i Taylora, by stworzyć zionący ogniem fundament. Mercury jest oczywiście w swoim żywiole, ale to instrumentaliści są tu gwiazdami.
„Sail Away Sweet Sister” (1980)
Kolejna piosenka, w której May zajmuje miejsce w centrum uwagi, ta opowiada o młodej dziewczynie, która dorasta zbyt szybko, podczas gdy jej brat obserwuje ją z połączeniem zdziwienia i przerażenia. To grunt, który został pokryty popularnym sukcesem kilka lat później przez Night Ranger z „Sister Christian”. The Game był żenująco bogaty pod względem utworów gotowych do słuchania w radiu, więc może to zrozumiałe, że ten nie został wybrany jako singiel. Ale nadal jest to jedna z najbardziej poruszających piosenek w katalogu zespołu.
„Cool Cat” (1982)
Po ogromnym sukcesie „The Game” i „Under Pressure” (triumfalny singiel z 1981 roku z Davidem Bowie), być może nie było zaskoczeniem, że Queen czekało rozczarowanie. Hot Space jest przez niektórych obwiniane za zbytnie poświęcenie się muzyce tanecznej, ale problem nie tkwił w gatunku. Po prostu teksty piosenek nie były już tak ostre jak wcześniej. Ta piosenka jest wyjątkiem, z gładkim instrumentalnym podkładem Deacona i falsetem Mercury’ego. To wszystko, czego tak naprawdę potrzeba, by uczynić z niego uroczą odskocznię od niektórych bardziej pracochłonnych wysiłków na płycie.
„Man on the Prowl” (1984)
Złamany impet, Queen nigdy już nie wzniósł się na wyżyny list przebojów z przełomu lat 70. i 80. Mimo to, przez resztę lat 80-tych nadal tworzyli świetne, zróżnicowane produkty. Z The Works pochodzi ten rockabilly’owy klejnot. Co z tego, że nie różni się on aż tak bardzo od „Crazy Little Thing Called Love”? Mercury najwyraźniej kocha tę oprawę, więc czemu by do niej nie wrócić? Gracz sesyjny Fred Mandel robi trochę Fats Domino na pianinie, aby wzmocnić ten klimat.
„Scandal” (1989)
Większość ludzi wie, że Mercury był celem tabloidów w późnych latach 80-tych, gdy toczył sekretną walkę z AIDS. Ale May również stawiał czoła temu gorącemu okresowi w Wielkiej Brytanii, kiedy zmagał się z rozwodem. Te frustracje przełożył na ten gorący utwór z płyty The Miracle. Queen, który zawsze chętnie adaptuje się do nowoczesnych brzmień, intensywnie korzysta z syntezatorów i samplerów. Ale zespół wciąż przywołuje dawną twardość w muzyce, podczas gdy wokal Mercury’ego wyzywająco wygrywa dzień.
„Too Much Love Will Kill You” (1993)
Ta piosenka została nagrana na potrzeby The Miracle, ale nie mogła zostać dołączona z powodu komplikacji wydawniczych z współautorami May’a. Jeszcze bardziej emocjonalnie zabrzmiała, gdy w końcu została wydana na Made in Heaven, albumie, który trzej pozostali członkowie zespołu sklecili po śmierci Mercury’ego. Niezależnie od tego, kiedy i dla kogo został napisany, ostatecznie to Mercury jest jego właścicielem. W gorszych rękach mogłoby to być banalne, ale on wydobywa z tekstu niuanse, które ogromnie pogłębiają piosenkę. Jeszcze jeden błyszczący występ od prawdopodobnie największego wokalisty rocka wszech czasów.
-Jim Beviglia
Zdjęcie QUEEN circa 1977: NASSAU COLISEUM Roger TAYLOR i Freddie MERCURY i Brian MAY i John DEACON, (Photo by Richard E. Aaron/Redferns/Getty Images)