Articles

A Denzel Washington Oscars loss will feel like a loss for all of us

Posted on

Od 8 listopada 2016 r. jesteśmy w tragicznym poszukiwaniu nadziei.

To poszukiwanie nadziei i szczęścia prowadzi nas do przykładania większej wagi do wydarzeń społecznych i sportowych. Jak na przykład niedawny Super Bowl – w którym Falcons, którzy mają swój dom w czarnej w większości Atlancie, zmierzyli się z drużyną New England Patriots znaną z oszukiwania, a także z tego, że jej przywódcy popierają prezydenta Donalda Trumpa. To wszystko nabiera wyższego znaczenia. Twitter był pełen „this-feels-like-election-night-all-over”, gdy Patrioci zakończyli swój nieprawdopodobny powrót. A zaledwie kilka dni temu, kiedy Adele pokonała Beyoncé w walce o nagrodę Grammy za album roku, moment ten wydawał się być jak gęsta plama mgły nad naszą zbiorową świadomością: We just can’t win right now.

Za kilka dni, nasza nowo podniesiona wrażliwość będzie w centrum uwagi, ponieważ Nagrody Akademii będą transmitowane na cały świat, a filmy Moonlight i Hidden Figures będą walczyć o najlepszy obraz. Octavia Spencer jest najlepszą aktorką, a Viola Davis najlepszą aktorką drugoplanową – co najmniej 10 czarnoskórych aktorów i filmowców jest nominowanych.

I jest jeszcze Denzel Washington, który jest ponownie nominowany do nagrody dla najlepszego aktora, tym razem za swoją intensywną i bolesną rolę Troya Maxsona w uznanej adaptacji sztuki Augusta Wilsona Fences. Ponieważ film jest również nominowany do nagrody za najlepszy film, 62-letni Washington jest również nominowany do tej nagrody – wyreżyserował film. Te nominacje, poza świętowaniem doskonałości filmowej, wydają się być kolejną szansą dla Oscara, by uczcić czarnoskórość – lub by znów dać nam w kość.

Washington był tu już wcześniej. Poczuł ukłucie komisji Oscarowej i rozwinął skomplikowaną historię z organizacją, która jest nierozerwalnie związana z jego legendarną karierą. Wliczając ten rok, Washington był pięciokrotnie nominowany do pożądanej nagrody dla najlepszego aktora, a raz wygrał za rolę nieuczciwego gliniarza. Rolę, która nie jest w żadnym stopniu zbliżona do jego najlepszych dokonań. W niedzielę Oscary mogą naprawić krzywdy, które wyrządzano Washingtonowi przez ostatnie 25 lat.

Why did Denzel have to go crooked/ Before he took it?

– Jadakiss, from 2004’s „Why”

Występ Washingtona jako Malcolma X w tytułowej biografii Spike’a Lee z 1992 roku jest największym wyczynem aktorskim, jaki kiedykolwiek odnotowano. Podtrzymuję ten argument i nie mam problemu z bronieniem go do ostatniego tchu. Washington w ciągu 3 i pół godziny zagrał cztery zupełnie różne postacie. Był ulicznym Detroit Red, budzącym się więźniem Malcolmem Little, wojującym Malcolmem X i wreszcie el-Hajj Malikiem el-Shabazz.

Washington jako Malcolm X był czymś więcej niż filmem. To było kulturowe przebudzenie.

Zamknij oczy i pomyśl o rzeczywistym Malcolmie X. Śmiało. Zrób to. Gwarantuję, że Washington pojawi się w twojej głowie. Tak bardzo wcielił się w Malcolma X. Poza tym silnym skojarzeniem, występ Washingtona ugruntował sympatię do Malcolma X i nowego ruchu czarnej władzy z początku lat 90-tych, który przeniknął do kultury – od Cross Colours, przez zespoły hip-hopowe, takie jak Public Enemy, naszyjniki z literą „X”, po ponowną fascynację przemówieniami X, a także jego autobiografią. Washington jako Malcolm X był czymś więcej niż filmem. To było kulturowe przebudzenie.

Cztery miesiące po premierze Malcolma X, Washington siedział na widowni w Dorothy Chandler Pavilion w Los Angeles i patrzył, jak Al Pacino wygrywa nagrodę dla najlepszego aktora za rolę niewidomego emerytowanego oficera armii w filmie Zapach kobiety. Decyzja ta pozostaje jedną z największych parodii gali rozdania nagród, jaka kiedykolwiek miała miejsce. Tak, nawet gorszą niż zwycięstwo Adele nad Beyoncé.

Spike Lee, choć, w 2014 roku, miał wyjaśnienie pozbawione dynamiki rasowej: „W sporcie, jest coś, co nazywa się makeup call,” powiedział, zauważając Pacino został pominięty do siedmiu nagród dla najlepszego aktora, w tym za jego transcendentalne zmiany w pierwszych dwóch filmach z serii Ojciec Chrzestny. Denzel już wygrał za „Chwałę”. I jest młody. 'Denz wraca, więc musimy dać to Alowi.” Fiasko przypomina to, jak NBA wydaje się rozdawać upragnione nagrody MVP świetnym, ale mniej wykwalifikowanym graczom, takim jak Steve Nash, z założeniem, że wielcy gracze wszech czasów, tacy jak Kobe Bryant i Shaquille O’Neal, ostatecznie zdobędą nagrody później. W rezultacie, Bryant i O’Neal, którzy mają dziewięć tytułów NBA między sobą, mają tylko dwa łączne MVP w trakcie ich karier w Hall of Fame.

Podczas gdy Oscary mijały się z Washingtonem, czarna Ameryka stała się w pełni zauroczona aktorem, który nie bał się być nami za każdym razem, gdy był na ekranie.

Ale dla wielu Afroamerykanów, ukłucie Washingtona, który nie zdobył Oscara za swoją kreację Malcolma X, trwa nadal. Żaden czarny aktor nie wygrał nagrody dla najlepszego aktora od czasu Sidneya Poitiera za film „Lilies of the Field” z 1963 roku. Wciąż panuje przekonanie, że czerń Washingtona w połączeniu z przesłaniem Malcolma X przedstawionym w filmie i komentarzem Spike’a Lee na temat zamieszek w Rodney King/L.A. w kwietniu 1992 roku sprawiły, że akademia nie chciała brać udziału w uznaniu jego roli. „Spike Lee został poproszony o wypowiedź na temat zamieszek, które miały miejsce w zeszłym miesiącu w Los Angeles,” spekuluje Seattle Times, „i obawy wśród większości społeczności Hollywood, że jego nadchodzący film Malcolm X, który ma się ukazać w listopadzie, może wywołać więcej rasowych niepokojów.”

Washington za rolę Tripa w filmie Glory z 1990 roku otrzymał nagrodę dla najlepszego aktora drugoplanowego – swojego pierwszego Oscara. Statuetka dodała powagi jego druzgocącej roli i pomogła filmowi zyskać większą popularność i szerszą widownię. Ówczesne media chwaliły kreację Washingtona jako odmienną od jego łagodniejszych ról w nominowanym do Oscara filmie A Soldier’s Story z 1984 roku oraz w dziwacznym, błyskotliwym The Mighty Quinn z 1989 roku. „Facet, którego gram w Glory jest surowy i szorstki” – mówił Washington w 1989 roku. „Polowy Murzyn, nie domowy Murzyn, i jest prawdziwym ocalałym”. Niezapomniana scena „pojedynczej łzy” uczyniła Washingtona pretendentem do Hollywood lat ’90.

Po Chwale, Washington podjął się ról, które były genialne, ale przeoczone przez komisje przyznające nagrody. Jego rola udręczonego muzyka jazzowego Bleek’a Gilliam’a w filmie Spike’a Lee z 1990 roku Mo' Better Blues przyczyniła się do tego, że film stał się kultowym klasykiem w wielu czarnych społecznościach, ale nie został nagrodzony. Jednak podczas gdy Oscary omijały Washingtona, czarna Ameryka w pełni zachwyciła się aktorem, który nie bał się być nami za każdym razem, gdy pojawiał się na ekranie. Washington pokochał nas za to, że był nami: fachowo pokazując najlepszych, najbardziej pełnych nadziei czarnych ludzi, jakimi możemy być – i ukazując zmagania tych, którzy są wśród nas uszkodzeni. A kiedy bohaterowie Waszyngtona znajdowali się w białych przestrzeniach (Crimson Tide i Philadelphia), stawał on ramię w ramię z białymi, nie zważając na to, co oni myślą o nim i o „właściwym” miejscu jego postaci.

Mimo że w 1993 roku Washington opuścił galę rozdania Oscarów z pustymi rękami, studia filmowe zauważyły jego potęgę kasową. Malcolm X, prekursor takich filmów jak Ray z 2004 roku czy Ali z 2001 roku, stał się filmem wartym 50 milionów dolarów, co było niezwykłe jak na trzygodzinny film, który skupiał się na doświadczeniach Afroamerykanów. Po odrzuceniu Malcolma X, Washington powrócił z porywającą rolą antygejowskiego prawnika w Filadelfii z 1993 roku, filmie, który przyniósł Tomowi Hanksowi nagrodę dla najlepszego aktora, mimo że Washington błyszczał równie mocno. „Pan Hanks dał odważną, poruszającą, niezwykle godną kreację człowieka, który powoli odchodzi w zapomnienie” – napisano w recenzji New York Timesa. „Ale pan Washington, który jest również bardzo dobry jako małostkowy oszust, który staje się bohaterem krucjaty, ma lepszą rolę.”

Jednakże występ Washingtona zwiększył jego zapotrzebowanie i doprowadził do sukcesów kasowych w takich filmach jak Karmazynowy przypływ i The Pelican Brief – błyskotliwe występy, które stały się standardem, choć nie były brane pod uwagę przy przyznawaniu nagród. Washington spędził również większość połowy lat 90. na kręceniu drogich thrillerów, takich jak Oblężenie i Kolekcjoner kości, które nie przyczyniły się do wzrostu jego spuścizny jako pierwszoplanowego aktora.

Okładka magazynu People z 1996 roku głosiła „hollywoodzki blackout” i nazywała ciągłe wykluczanie Afroamerykanów z przemysłu filmowego „narodową hańbą”. Zastanawiano się również, dlaczego czarnoskórzy aktorzy i aktorki, a zwłaszcza Washington za rolę Easy Rawlinsa w filmie Devil In A Blue Dress z 1995 roku, nie został nawet nominowany do Oscara, mimo że Washington i Don Cheadle funkcjonowali jako Splash Brothers przez cały film, z ekranową chemią i wzajemną złośliwością, która podniosła poziom obu występów. Spośród 166 nominowanych do tegorocznych Oscarów, tylko jeden był Afroamerykaninem.

Liczby te są absurdalne. Szczególnie biorąc pod uwagę, że Washington był wtedy prawdopodobnie najlepszym aktorem w Hollywood. Pokazał, że potrafi uczynić dobre filmy wielkimi, a wielkie – legendarnymi. Po prostu miał wszystko: dominującą obecność w każdej scenie, zdolność do wciągania zarówno akcji, jak i romansu, no i oczywiście swój seksapil. Każdego roku Washington pozostawał bez Oscara dla najlepszego aktora, a rzekoma nieuchronność jego wielkiej wygranej ustępowała miejsca zwątpieniu.

Washington zareagował rolą, za którą każdy z nich mógłby dostać Oscara i która z pewnością należy do najbardziej pamiętnych w jego karierze. Jako prekursor swojej roli w filmie „Fences”, Washington zagrał ojca Jake’a Shuttleswortha, byłego koszykarza, który nie ma szczęścia, w filmie „He Got Game” z 1998 roku i wygłosił jedne z najlepszych one-linerów – „Nie jestem jak wszyscy inni, synu. Każdy inny nie jest twoim ojcem.” – i ogień na ekranie w swojej karierze. Niezapomniana była również jego rola twardego trenera Hermana Boone’a w filmie Remember The Titans z 2000 roku. Film był pełen legendarnych przemówień Denzela, które stoją w annałach sportowej niesławy – jego przemowa „Zabijasz mnie, Petey!” stoi ponad wszelką wątpliwość. Obie role zasługiwały na Oscara, ale Washington nie został nawet nominowany.

Najgorszym przewinieniem ze strony Akademii była rola Washingtona jako Hurricane’a Cartera – boksera niesłusznie skazanego i uwięzionego za morderstwo – która przyniosła mu nominację do Oscara dla najlepszego aktora… którą stracił na rzecz Kevina Spacey za występ w American Beauty. Washington był absolutnie dynamiczny jako Carter, wcielając się w swoją najbardziej porywającą rolę od czasów Malcolma X.

Jestem niewinny. Nie popełniłem żadnej zbrodni. Zbrodnia została popełniona przeciwko mnie. Postać Washingtona była wyzywająca, wściekła, złamana i uparta. Usprawiedliwieniem dla przegranej Washingtona był pomysł, że film jest zbyt niedokładny historycznie, co w rzeczywistości nie ma wpływu na indywidualny występ aktora. Wraz z tą przegraną, szepty o rasowych motywacjach niezdolności Washingtona do zdobycia upragnionego Oscara stały się rykiem.

„Zasłużył na Oscara dla najlepszego aktora za Huragan i Malcolma X” – napisał Charles Barkley o porażce Washingtona w swoim bestsellerze z 2002 roku I May Be Wrong But I Doubt It. „To było głupie, że problemy z … dokładnością … doprowadziły do ukarania Denzela. Jak głupie i jak niesprawiedliwe jest trzymanie „Huraganu” w tym wzniosłym standardzie, kiedy każdy obraz w Hollywood jest w jakimś stopniu udramatyzowany… A występ Denzela jako Malcolma X był dla mnie jednym z najlepszych, najlepszych występów, nie tylko w tamtym roku, ale przez wiele lat.”

Oburzenie Waszyngtona było niezaprzeczalne. W 2001 roku „People” opublikował kontynuację artykułu „Hollywood Blackout”, omawiając nierówności w castingu i nagrodach. W tym samym roku Washington otwarcie opowiedział o tym, co się stało. Mam nadzieję, że wina pójdzie daleko” – zażartował do grupy dziennikarzy, zapytany o szanse na zdobycie nagrody za swoją pierwszą rolę w filmie „Training Day”. „Słyszałem, że zostałem okradziony w kółko… Staram się robić to, co potrafię najlepiej. W filmach naprawdę chodzi o to, żeby bawić publiczność.”

Washington zdobywający Oscara za „Dzień próby” był względnie pewniakiem, gdy zbliżał się sezon nagród 2002. Jego rola psychotycznego, brutalnego gliniarza była daleka od wszystkich jego poprzednich ekranowych postaci, a wołania o to, by w końcu wygrał nagrodę dla najlepszego aktora były ogłuszające. A ostatnią rzeczą, jakiej chciała Akademia, był kolejny rok bycia oskarżanym o rasizm. Nagrody Akademii w 2002 roku stały się więc swoistą koronacją Washingtona i Afroamerykanów jako całości.

Washington zdobył swojego pierwszego Oscara dla najlepszego aktora za rolę w filmie Training Day, a Halle Berry wygrała nagrodę dla najlepszej aktorki – po raz pierwszy dla czarnej kobiety. Berry zagrała uzależnioną od narkotyków matkę w Monster’s Ball. Krótkotrwałą euforię po zwycięstwach Washingtona i Berry zastąpiło uświadomienie sobie, że ci dwaj aktorzy musieli zagrać czarne charaktery i narkomanów, aby otrzymać swoje nagrody.

Zwycięstwo Washingtona dla najlepszego aktora za Dzień próby było bardziej nagrodą za całokształt twórczości niż faktycznym odzwierciedleniem jego występu w roli Alonzo. Faktem jest, że występ Denzela był standardowym występem Denzela. Mógłby być Alonzo we śnie i był tak samo dobry w kolejnych filmach, John Q, Człowiek w ogniu, American Gangster i Antwone Fisher. Jeśli Dzień próby był wart Oscara, to te role i niezliczone inne również. W końcu Washington ma Oscary za portret niewolnika i złego, niemoralnego gliniarza. Przesłanie członków akademii wydaje się jasne: Zagraj postać, z którą dobrze się czujemy, a my cię nagrodzimy.

Washington był nominowany do nagrody dla najlepszego aktora tylko dwa razy w ciągu 15 lat od wygranej za Dzień szkolenia, jeden za Lot w 2012 roku i za Płoty. Flight poszedł przeciwko wspaniałemu portretowi Daniela Day-Lewisa Abrahama Lincolna, więc tak naprawdę nigdy nie miał szans. W 2017 roku Washington ma jednak realną szansę – ale nic nie jest obiecane. No i jest jeszcze zeszłotygodniowe Grammy – Adele jest w Londynie schowana z nagrodą Beyoncé za Lemonade.

Byłoby wspaniale zobaczyć Washingtona nagrodzonego za jego tour de force w Fences, i jako jednego z największych aktorów w historii. Ale idę w oscarową noc przekonany, że nie ma szans, by Washington pokonał Ryana Goslinga czy Caseya Afflecka. Byłoby pięknie, gdyby Washington – i Moonlight, i Viola Davis, i Barry Jenkins zdobyli Oscary. Ale trudno mi dopuścić do siebie myśl, że w niedzielę rzeczywiście będą trzymać w rękach trofea. Jesteśmy tak związani z tymi awatarami doskonałości, że odrzucenie wielkości „naszych” gwiazd jest odrzuceniem nas samych. A pochwała dla nich jest pochwałą dla nas. Dlatego im kibicujemy. I pozwalamy sobie na to, żeby się napracować i zdenerwować – wszystko to sprawia, że rozczarowanie boli jeszcze bardziej.

Oczywiście, w wielkim planie rzeczy, Oscary nie powinny znaczyć wiele. Tak samo jak Grammy. Albo Super Bowls. Ale właśnie teraz, w tym sezonie straty i rozpaczy, każda wygrana, która sprawia, że czujemy się doskonale, jest mile widziana, pozwalając nam na chwile szczęścia, podczas gdy my skupiamy się na bardziej palących kwestiach. Nagrody nie definiują naszej wielkości. Denzel nie potrzebuje nagród, by być świetnym przykładem doskonałości. I my na pewno też nie.

David Dennis Jr. jest pisarzem i adiunktem dziennikarstwa w Morehouse College. Jego teksty ukazywały się w The Guardian, The Smoking Section, Uproxx, Playboy, The Atlantic, Complex.com i wszędzie tam, gdzie ludzie kłócą się o rzeczy w Internecie.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *