Martha Dandridge Custis Washington
„Myślę, że jestem bardziej jak więzień stanowy niż cokolwiek innego, są dla mnie ustalone pewne granice, od których nie wolno mi odstąpić…” Tak więc w jednym ze swoich zachowanych listów Martha Washington zwierzyła się siostrzenicy, że nie do końca podoba jej się rola pierwszej z Pierwszych Dam. Przyznała kiedyś, że „wiele młodszych i lepszych kobiet byłoby niezwykle zadowolonych” na jej miejscu; ona sama „wolałaby być w domu”.”
Ale kiedy Jerzy Waszyngton złożył przysięgę w Nowym Jorku 30 kwietnia 1789 roku i przyjął nowe obowiązki prezydenta Stanów Zjednoczonych, jego żona wniosła na swoje stanowisko takt i dyskrecję wypracowane przez 58 lat życia w społeczeństwie Tidewater Virginia.
Najstarsza córka Johna i Frances Dandridge, urodziła się 2 czerwca 1731 roku na plantacji niedaleko Williamsburga. Typowe dla dziewczyny w osiemnastowiecznej rodzinie, jej wykształcenie było niemal znikome, z wyjątkiem umiejętności domowych i społecznych, ale nauczyła się wszystkich sztuk dobrze zorganizowanego gospodarstwa domowego i tego, jak utrzymać rodzinę w zadowoleniu.
Jako osiemnastolatka – około pięciu stóp wzrostu, ciemnowłosa, łagodna w obyciu – wyszła za mąż za bogatego Daniela Parke Custisa. Dwoje dzieci zmarło; dwoje było ledwie w wieku niemowlęcym, gdy jej mąż zmarł w 1757 roku.
Od dnia, w którym Martha poślubiła Jerzego Waszyngtona w 1759 roku, jej wielką troską był komfort i szczęście męża i dzieci. Kiedy jego kariera zaprowadziła go na pola bitewne wojny rewolucyjnej, a w końcu na urząd prezydenta, ona dzielnie podążała za nim. Jej miłość do życia prywatnego dorównywała miłości męża; ale, jak napisała do swojej przyjaciółki Mercy Otis Warren, „nie mogę go winić za to, że postąpił zgodnie ze swoimi wyobrażeniami o obowiązku, będąc posłusznym głosowi swojego kraju”. Jeśli chodzi o nią samą, „nadal jestem zdecydowana być radosna i szczęśliwa, w jakiejkolwiek sytuacji się znajdę; nauczyłam się bowiem z doświadczenia, że większa część naszego szczęścia lub nieszczęścia zależy od naszego usposobienia, a nie od okoliczności.”
W Domu Prezydenta w tymczasowych stolicach, Nowym Jorku i Filadelfii, Washingtonowie wybrali formalny styl przyjęć, celowo podkreślając pragnienie nowej republiki, by być akceptowaną jako równa uznanym rządom Europy. Mimo to ciepła gościnność Marthy sprawiała, że jej goście czuli się mile widziani, a obcy czuli się swobodnie. Nie cieszyły ją „formalne komplementy i puste ceremonie” i deklarowała, że „lubię tylko to, co płynie z serca”. Abigail Adams, która siedziała po jej prawej stronie podczas przyjęć i bankietów, chwaliła ją jako „jedną z tych nieskromnych postaci, które tworzą miłość i szacunek.”
W 1797 roku Washingtonowie pożegnali się z życiem publicznym i wrócili do ukochanego Mount Vernon, by żyć w otoczeniu krewnych, przyjaciół i nieustannego strumienia gości pragnących złożyć wyrazy szacunku sławnej parze. Córka Marthy, Patsy, zmarła, jej syn Jack miał 26 lat, ale dzieci Jacka były obecne w domu. Po śmierci George’a Washingtona w 1799 roku, Martha zapewniła sobie ostatnią prywatność, paląc ich listy; zmarła na „ciężką gorączkę” 22 maja 1802 roku. Oboje spoczywają w Mount Vernon, gdzie Waszyngton sam zaplanował dla nich bezpretensjonalny grobowiec.