Articles

Czy dzieci rodzą się dobre?

Posted on

Arber Tasimi jest 23-letnim naukowcem z Centrum Poznawania Niemowląt Uniwersytetu Yale, gdzie bada moralne skłonności niemowląt – jak najmniejsze dzieci rozumieją dobro i zło, zanim język i kultura wywrą na nie głęboki wpływ. „Czym jesteśmy w naszym rdzeniu, przed czymkolwiek, przed wszystkim?” – pyta. Jego eksperymenty opierają się na pracach Jeana Piageta, Noama Chomsky’ego, jego własnej pracy licencjackiej na Uniwersytecie Pensylwanii oraz na tym, co przytrafiło mu się w New Haven, w stanie Connecticut, pewnej piątkowej nocy w lutym zeszłego roku.

Z tej historii

Było około 21:45, a Tasimi i jego przyjaciel wracali do domu po kolacji w Buffalo Wild Wings. Zaledwie kilkaset stóp od swojego budynku mieszkalnego minął grupę młodych mężczyzn w dżinsach i bluzach z kapturem. Tasimi ledwo ich zauważył, dopóki jeden z nich nie zadał mu ciosu w tył głowy.

Nie było czasu na ucieczkę. Nastolatkowie, ignorując swojego przyjaciela, bez słowa otoczyli Tasimiego, który upadł na ceglany chodnik. „To było siedmiu facetów kontra jeden aspirujący doktor” – wspomina. „Zacząłem liczyć ciosy, jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem. Gdzieś po drodze wysunął się nóż”. Ostrze przecięło jego zimowy płaszcz, omijając tylko skórę.

W końcu napastnicy uciekli, zostawiając Tasimiego leżącego i płaczącego na chodniku, ze złamaną lewą ręką. Policja później stwierdziła, że był on prawdopodobnie przypadkową ofiarą inicjacji gangu.

Po tym jak chirurdzy wstawili mu metalowy pręt w ramię, Tasimi wrócił do domu z rodzicami w Waterbury, Connecticut, około 35 minut od New Haven, i stał się istotą podobną do dzieci, których życie społeczne studiuje. Nie mógł sam wziąć prysznica. Jego mama myła go i wiązała mu buty. Jego siostra kroiła mu mięso.

Nadeszła wiosna. Pewnego pięknego popołudnia temperatura wzrosła do 70 stopni i Tasimi, którego fioletowe i żółte siniaki wciąż się goiły, zebrał się na odwagę, by po raz pierwszy samemu wyjść na spacer. Poszedł na spacer pobliską ścieżką do joggingu. Starał się nie zwracać uwagi na dwóch nastolatków, którzy zdawali się go śledzić. „Przestań katastrofizować” – powtarzał sobie raz po raz, aż do momentu, gdy chłopcy zażądali jego słuchawek.

Wpadka nie była brutalna, ale złamała jego ducha. Teraz cały świat wydawał się groźny. Kiedy w końcu wznowił studia nad moralnością w Infant Cognition Center, zaparkował samochód na ulicy, co kilka godzin zasilając licznik, zamiast ryzykować zacieniony parking.

„Nigdy w życiu nie byłem tak nisko” – powiedział mi, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy w laboratorium dziecięcym kilka tygodni po drugiej zbrodni. „Nie możesz przestać się zastanawiać: Czy jesteśmy gatunkiem, który zawiódł?”

Czasami, powiedział, „tylko moje badania dają mi nadzieję.”

***

Badanie niemowląt i małych dzieci jest kłopotliwe. Nawet najbardziej spostrzegawczy obserwatorzy mogą ulec pokusie dostrzeżenia tego, czego tam nie ma. „Kiedy nasze niemowlę miało zaledwie cztery miesiące, wydawało mi się, że próbowało naśladować dźwięki, ale być może oszukałem sam siebie” – napisał Karol Darwin w „Szkicu biograficznym niemowlęcia”, klasycznym opracowaniu na temat własnego syna. Niemowlęta nie kontrolują w sposób wiarygodny swojego ciała ani nie komunikują się dobrze, jeśli w ogóle, więc ich opinii nie można poznać za pomocą zwykłych środków. Zamiast tego badacze wyposażają je w miniaturowe czaszki z drutu, by monitorować ich fale mózgowe, prześwietlają je jak złodziei sklepowych za pomocą kamer wideo i dwukierunkowych lusterek oraz przeprowadzają niezwykle sprytne i ściśle kontrolowane eksperymenty, w których spora część badanych i tak nie chce uczestniczyć. Nawet dobrze wychowane niemowlęta są notorycznie trudne do odczytania: Ich najbardziej zamyślony wyraz twarzy jest często oznaką zbliżającego się wypróżnienia.

Ale malutkie dzieci są również jednymi z najpotężniejszych muz psychologii. Ponieważ ledwie zostały wystawione na świat, z jego zagmatwanymi kulturami i normami społecznymi, reprezentują surowe materiały ludzkości: to, kim jesteśmy, gdy się rodzimy, a nie to, kim się stajemy. Słynna książka Benjamina Spocka, Dr. Spock’s Baby and Child Care, „zaczyna się od zdania 'Wiesz więcej niż myślisz, że wiesz'”, mówi Melvin Konner, antropolog i lekarz z Emory University oraz autor książki The Evolution of Childhood. „Jest jeszcze jedna kwestia, którą należy przedstawić rodzicom: Twoje dziecko wie więcej, niż ci się wydaje, że wie. To właśnie wynika z tego rodzaju badań.”

Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte przyniosły serię rewelacji na temat wyrafinowanego postrzegania świata fizycznego przez bardzo małe dzieci, sugerując, że przychodzimy na świat wyposażeni w dość obszerny zestaw narzędzi. (Czy 5-miesięczne dzieci potrafią liczyć? Absolutnie. Czy rozumieją prostą fizykę? Tak.) Ostatnio niektóre laboratoria zaczęły badać wrodzone umiejętności społeczne niemowląt oraz to, jak dzieci postrzegają i oceniają cele i intencje innych ludzi. Naukowcy mają nadzieję, że zbadanie tych funkcji ujawni pewne wrodzone cechy naszych umysłów – „skorupę naszej natury”, mówi Karen Wynn, dyrektor laboratorium w Yale.

„Ludzie, którzy spędzili całą swoją karierę na badaniu percepcji, teraz zwracają się w stronę życia społecznego, ponieważ to właśnie tam bio-behawioralna guma spotyka się z ewolucyjną drogą”, mówi Konner. „Dobór naturalny działał tak samo lub bardziej na zachowania społeczne, jak na bardziej podstawowe rzeczy, takie jak percepcja. W naszej ewolucji, przetrwanie i reprodukcja zależały coraz bardziej od kompetencji społecznych, jak przejść od podstawowych ssaków do naczelnych do przodków człowieka do ludzi.”

Centrum Poznawania Niemowląt Yale jest szczególnie zainteresowany jednym z najbardziej wywyższonych funkcji społecznych: osądy etyczne, i czy dzieci są hard-wired do ich podejmowania. Pierwsze badania przeprowadzone przez laboratorium w tym kierunku, opublikowane w 2007 roku w czasopiśmie Nature, zaskoczyły świat naukowy, pokazując, że w serii prostych moralitetów 6- i 10-miesięczne dzieci w przeważającej większości wolały „dobrych” od „złych”. „Ta zdolność może służyć jako podstawa moralnego myślenia i działania” – napisali autorzy. To „może stanowić istotną podstawę dla … bardziej abstrakcyjnych pojęć dobra i zła.”

Ostatnie kilka lat przyniosło szereg powiązanych badań wskazujących, że daleko od urodzenia się „doskonałym idiotą”, jak twierdził Jean-Jacques Rousseau, lub samolubnym brutalem, jak obawiał się Thomas Hobbes, dziecko przybywa na świat zaopatrzone w bogate, szeroko prospołeczne tendencje i wydaje się predysponowane do troski o innych ludzi. Dzieci potrafią powiedzieć, do pewnego stopnia, co jest dobre, a co złe i często działają w altruistyczny sposób. W badaniu przeprowadzonym wśród dzieci poniżej 2 roku życia stwierdzono, że „Dawanie prowadzi do szczęścia”. „Niemowlęta wiedzą, co jest sprawiedliwe” – to wynik innego badania, przeprowadzonego na 19- i 21-miesięcznych dzieciach. Maluchy, jak sugeruje nowa literatura, są szczególnie sprawiedliwe. Są naturalnymi pomocnikami, pomagając strapionym innym kosztem siebie, martwiąc się, gdy ktoś niszczy dzieło sztuki innej osoby i dzieląc się zyskami po wykonaniu wspólnego zadania, niezależnie od tego, czy łupy przybierają formę znienawidzonego żytniego chleba czy cennych Gummy Bears.

To wszystko brzmi jak radosna nowina dla ludzkości, zwłaszcza dla rodziców, którzy nerwowo skandują „dziel się, dziel się, dziel się”, gdy ich dzieci poruszają się po wspólnym pudełku z zabawkami. Rzeczywiście, niektóre z tych badań sugerują, że pozytywne skłonności społeczne dzieci są tak głęboko zakorzenione, że nie ma znaczenia, co mówią lub robią rodzice: Eksperyment z Harvardu, nazwany „The Big Mother Study” (jak w Big Mother Is Watching You), wykazał, że małe dzieci pomagały innym bez względu na to, czy rodzic nakazał im pomoc, czy też nie, czy w ogóle był przy tym obecny.

Te ustalenia mogą wydawać się sprzeczne z intuicją każdemu, kto widział, jak maluchy ciągną się za włosy w tunelu na placu zabaw lub okładają się nawzajem plastikowym triceratopsem. Z dnia na dzień, dzieci mogą wydawać się nieczułe i prymitywne, lub co najmniej niezgłębione dziwaczne, boją się osłów w jednej chwili i księżyca w następnej, ich pryzmatyczne umysły emitują nonsensy i non sequiturs zamiast tajemnic naszej wyższej natury. Żaden doświadczony rodzic nie może uwierzyć, że wychowanie nie robi różnicy, albo że natura jest najważniejsza. Pytanie brzmi, gdzie leży równowaga.

„Skąd się bierze moralność to naprawdę trudny problem”, mówi Alison Gopnik, psycholog rozwojowy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. „Nie istnieje moduł moralny, który jest tam wrodzony. Ale elementy, które leżą u podstaw moralności – altruizm, współczucie dla innych, rozumienie celów innych ludzi – pojawiają się dużo wcześniej, niż myśleliśmy, i wyraźnie pojawiają się zanim dzieci skończą 2 lata.”

***

Mimo że mieści się w surowym, kamiennym gmachu na kampusie Yale, laboratorium poznania dziecka to szczęśliwe gniazdo z wygodną kanapą, przeznaczoną do rozrywania przez jedno tornado malucha za drugim, i ogromnymi, wpadającymi do środka oknami, przez które badacze obserwują zbliżające się wózki. W wieku od 3 miesięcy do 2 lat odwiedzające nas niemowlęta są przyjmowane przez pracowników, którzy czołgają się z nimi po podłodze, podczas gdy rodzice podpisują formularze zgody. (Mało znanym wydatkiem związanym z tą linią badań jest koszt nowych spodni: Kolana szybko się zużywają). Na zapleczu atmosfera jest mniej przytulna. Wokół leży mnóstwo dziwnych rzeczy: plastikowe formy Cheerios, rośliny domowe, które zostały pomalowane sprayem na srebrno.

Badania nad moralnością niemowląt są tak nowe, że ich wielką dame jest 29-letnia J. Kiley Hamlin, która była studentką w laboratorium Yale w połowie lat 2000. Kręciła się wokół projektu pracy magisterskiej, kiedy natknęła się na animowane prezentacje, które przygotował jeden z jej poprzedników, w których „wspinacz” (powiedzmy, czerwone kółko z oczami gogli) próbował wspiąć się na wzgórze, a „pomocnik” (w niektórych próbach trójkąt) pomagał mu, lub „przeszkadzacz” (kwadrat) strącał go w dół. Poprzednie badania nad niemowlętami koncentrowały się na innych aspektach interakcji, ale Hamlin zastanawiał się, czy dziecko obserwujące trudną sytuację wspinacza wolałoby jedną przeszkadzającą postać od drugiej.

„Jako dorośli lubimy pomocnika i nie lubimy przeszkadzacza” – mówi Hamlin, obecnie adiunkt na Uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej. „Nie sądziliśmy, że dzieci też będą to robić. To było tak: 'Spróbujmy, bo Kiley jest studentką pierwszego roku i nie wie, co robi'.”

Wynn i jej mąż, psycholog Paul Bloom, współpracowali przy wielu badaniach Hamlina, a Wynn pamięta, że była nieco bardziej optymistyczna: „Czy dzieci mają postawy, wydają sądy? Uważam, że jest to bardzo intuicyjnie porywające pytanie” – mówi. „Jeśli mamy tendencję do myślenia o dzieciach, które się rodzą i rozwijają postawy w świecie w wyniku własnych doświadczeń, to dzieci nie powinny reagować. Ale być może jesteśmy zbudowani tak, aby identyfikować w świecie, że niektóre rzeczy są dobre, a niektóre nie, a niektóre pomocne i pozytywne interakcje społeczne mają być aprobowane i podziwiane.”

W rzeczywistości 6- i 10-miesięczne dzieci wydawały się mieć silne naturalne opinie na temat scenariuszy wspinaczki: Namiętnie wolały pomocnika od przeszkadzacza, co oceniano na podstawie ilości czasu, jaki spędzały na przyglądaniu się postaciom. Ten wynik „był całkowicie surrealistyczny” – mówi Hamlin – tak rewolucyjny, że sami badacze nie do końca mu ufali. Zaprojektowali dodatkowe eksperymenty z pluszowymi kukiełkami zwierząt, które pomagały i przeszkadzały sobie nawzajem; na koniec dzieci miały szansę sięgnąć po wybraną kukiełkę. „W zasadzie każde dziecko wybierało miłą lalkę” – wspomina Hamlin.

Następnie przeprowadzono testy na trzymiesięcznych niemowlętach. Badacze nie mogli poprosić niemowląt, aby sięgnęły po lalki, ponieważ trzymiesięczne dzieci nie są w stanie wiarygodnie sięgnąć, więc zamiast tego śledzili ruchy oczu badanych. Te niemowlęta również wykazywały niechęć do hindusów.

Gdy złożyłem wizytę, Tasimi odtwarzał wersje przedstawień kukiełkowych Hamlina jako tło do nowego projektu.

Syn albańskich restauratorów, Tasimi lubi mówić, że jego rodzice „woleliby, żebym tylko produkował dzieci, zamiast je badać”. Przyjaciele żartują, że uczęszcza do Yale, aby zostać lalkarzem. Choć w dziedzinie rozwoju niemodne jest przyznawanie się do tego, że lubi się towarzystwo dzieci, Tasimi najwyraźniej to robi. Wrócił do pracy dopiero po kilku dniach i często wyglądał na udręczonego, kiedy wychodziliśmy na zewnątrz, ale w laboratorium uśmiechał się szeroko. Kiedy jeden z jego podopiecznych zrzucił z siebie zamieć malin, szepnął: „Najlepszą/najgorszą rzeczą w tej pracy jest to, że chcesz się śmiać, ale nie możesz.”

Potrzebował 16 zgodnych ze sobą 12- lub 13-miesięcznych dzieci do przeprowadzenia wstępnego badania, a tak się złożyło, że miałam jedną pod ręką, więc zabrałam ją ze sobą.

Eksperyment nosił nazwę „Crackerz”. Moja córka w stroju OshKosh siedziała na kolanach swojego taty; jego oczy były zamknięte, więc nie miał wpływu na jej decyzje. Ja obserwowałem zza kulis, obok trzech innych dorosłych: jednego, który obsługiwał kurtynę przedstawienia kukiełkowego i piszczał gumową zabawką, aby przyciągnąć uwagę dziecka, drugiego, który śledził skupienie dziecka, aby zabrzmiał dzwonek, gdy się rozproszyło, i Tasimiego, lalkarza, któremu udało się sprawić, że pluszowe postacie tańczyły dookoła, mimo metalowego pręta w jego kości łokciowej. Cała produkcja miała awangardowy charakter teatru w czarnej skrzynce: celowo prymitywna, a jednak hiperprofesjonalna.

Najpierw na scenie pojawiły się dwa identyczne wypchane króliczki, jeden w zielonej koszuli, a drugi w pomarańczowej, z talerzami krakersów grahamowych. „Mmmm, yum!” – powiedziały. Kurtyna opadła. Był to odpowiednik sonetu otwierającego sztukę Szekspira, rodzaj ramki dla tego, co nastąpiło później.

Kurtyna podniosła się ponownie. Na scenie pojawiła się lalka baranka, która z trudem otwierała plastikowe pudełko z zabawką w środku. Pomarańczowy króliczek podbiegł do niej i zatrzasnął wieko. Moje dziecko wzdrygnęło się na to, choć trudno było powiedzieć, czy to dźwięk zatrzaskiwania, czy paskudność królika ją wystraszyła. Jej brwi się zmarszczyły. Potem się znudziła. Po tym, jak na dwie sekundy odwróciła wzrok od sceny, rozległ się dzwonek i kurtyna opadła.

Wkrótce podniosła się ponownie: Zielony króliczek. Zamiast pokrzyżować plany owieczki, pomógł podnieść wieko pudełka z zabawkami. Dziecko wpatrywało się, przez chwilę bębniło pulchnymi palcami po stole, potem odwróciło wzrok. Kurtyna opadła.

Ten scenariusz powtórzono sześć razy, żeby dziecko pojęło, co widzi, ale zielony króliczek był zawsze miły, a pomarańczowy zawsze wredny. Na zakończenie kurtyny pojawił się kierownik laboratorium z dwiema kukiełkami. Każda z nich poczęstowała dziecko krakersem grahamowym. Już miałam powiedzieć eksperymentatorom, że moja córka nigdy nawet nie widziała krakersa grahamowego i była wyjątkowo wybrednym zjadaczem, kiedy chwyciła smakołyk od miłego króliczka, tak jak większość poprzednich dzieci. Poczułam nieuzasadniony przypływ rodzicielskiej dumy. Nie byłam osamotniona w swoim zachwycie.

„Wybrała tego dobrego!” powiedział Tasimi. „Po tym wszystkim wybrała dobrego faceta.”

***

Kiedy dzieci w laboratorium Yale kończą 2 lata, ich rodzice są taktownie zapraszani do powrotu na uniwersytet po trzecich urodzinach dziecka. Naukowcy mają tendencję do unikania tego horyzontu zdarzeń w wieku dziecięcym, strasznych lat dwóch. Znane ze swoich napadów złości, dwulatki są trudne do przetestowania. Mówią, ale nie najlepiej, i choć są aktywne, nie są szczególnie skoordynowane.

Ale nie wszyscy badacze unikają dwulatków. Kolejne laboratorium, które odwiedziłem, znajdowało się na Uniwersytecie Harvarda w Cambridge, Massachusetts, i uczyniło z tej grupy wiekowej coś w rodzaju specjalności, dzięki pracy nad altruizmem maluchów (wyrażenie, które, przyznajmy, brzmi raczej pusto w rodzicielskich uszach).

Jedną z zalet testowania nieco starszych niemowląt i dzieci jest to, że są one w stanie wykonywać stosunkowo skomplikowane zadania. W Laboratorium Badań Rozwojowych maluchy nie patrzą, jak pomagają im kukiełki: Same są proszone o pomoc.

Głównym naukowcem jest Felix Warneken, kolejny młody badacz, choć nie taki, którego wygląd początkowo wskazuje na naukowca-dziecko. Ma 6 stóp i 6 centymetrów wzrostu. Zazwyczaj wita dzieci z podłogi, bawiąc się z nimi, zanim wstanie w ostatnim możliwym momencie. „Dopiero wtedy zdają sobie sprawę, że mają do czynienia z olbrzymem” – mówi Warneken. We wszystkich swoich eksperymentach nosił zazwyczaj ten sam czerwony sweter, ponieważ uważa, że dzieci go lubią. Oprócz projektowania przełomowych badań, wymyślił również kilka zabawek, które miały nagradzać lub odwracać uwagę badanych, w tym pomysłowe urządzenie, które nazwał jingle box: Skośny ksylofon ukryty w kartonowym pojemniku wydaje porywający dźwięk, gdy do środka wrzuca się drewniane klocki.

Warneken początkowo interesował się tym, jak małe dzieci odczytują intencje innych, a także pytaniem, czy maluchy pomagają innym w osiąganiu ich celów. Chciał sprawdzić te zachowania w nowatorskich eksperymentach z pomaganiem – „przypadkowo” upuszczając kapelusz, na przykład, i sprawdzając, czy dzieci go zwrócą.

Ale chociaż był to ciekawy pomysł, jego doradcy z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej Maxa Plancka w Niemczech powiedzieli, że w praktyce jest to całkiem niemożliwe. Gdy tylko maluchy dostaną swoje gorące, małe rączki na pożądanym przedmiocie, powiedziano Warnekenowi, „po prostu będą się go trzymać i nie ma mowy, żeby go oddały”. Poza tym, wybitni psychologowie twierdzili wcześniej, że dzieci są samolubne, dopóki nie zostaną uspołecznione; nabywają altruistycznych zachowań dopiero w miarę postępów dzieciństwa i są nagradzane za przestrzeganie zasad cywilizacji lub karane za ich łamanie.

Warneken odłożył tę koncepcję na później, podczas gdy badał inne aspekty współpracy maluchów. Pewnego dnia on i maluch odbijali piłkę razem. Zupełnie przypadkowo piłka potoczyła się – „moment serendipity”, jak nazywa to teraz Warneken. W pierwszym odruchu chciał odzyskać zabawkę i kontynuować, ale się powstrzymał. Zamiast tego pozostał na swoim miejscu, udając, że sięga po piłkę, choć ledwie wysuwał swoje niewiarygodnie długie ramiona. Mały chłopiec przyglądał się jego zmaganiom, po czym po chwili podniósł się, podszedł do zabawki i – wbrew nieżyczliwym oczekiwaniom społeczności naukowej – wyciągnął swoją pulchną, małą rączkę, by podać piłkę gigantycznemu towarzyszowi zabawy.

W kolejnych miesiącach Warneken zaprojektował eksperymenty dla 18-miesięcznych dzieci, w których nieszczęsny dorosły (często grany przez niego) bezskutecznie próbował wykonać różne zadania, a maluchy na to patrzyły. Maluchy dzielnie ratowały upuszczone przez Warnekena łyżeczki i klamerki, układały jego książki w stos i wyważały uparte drzwi szafek, by mógł sięgnąć do środka.

„Osiemnastomiesięczne dzieci pomagały w różnych sytuacjach i robiły to bardzo spontanicznie” – mówi. „Są sprytnymi pomocnikami. To nie jest coś, co zostało wyćwiczone, a one chętnie przychodzą z pomocą bez podpowiedzi lub bez nagrody.”

Dzieci pomagają nawet wtedy, gdy jest to ich osobiste obciążenie. Warneken pokazał mi nagrany na wideo eksperyment malucha taplającego się w brodziku pełnym plastikowych kulek. Było jasne, że przeżywa on chwile swojego życia. Następnie niezdarna eksperymentatorka siedząca przy pobliskim biurku upuściła pióro na podłogę. Wydawała się mieć wielkie problemy z odzyskaniem go i wydawała niezadowolone dźwięki. Dziecko rzuciło jej zmartwione spojrzenie, zanim posłusznie wyciągnęło się z balii, podniosło pióro i zwróciło je badaczce. W końcu poczuł się wolny, by jeszcze raz wskoczyć na brzuch do basenu z piłkami, nieświadomy, że pomagając innym kosztem siebie, spełnił formalną definicję altruizmu.

Ponieważ przejawiały się one u 18-miesięcznych dzieci, Warneken uważał, że zachowania związane z pomaganiem mogą być wrodzone, a nie wyuczone czy naśladowane. Aby sprawdzić swoje przypuszczenia, zwrócił się do jednego z naszych dwóch najbliższych krewnych naczelnych, szympansa. Intelektualnie, dorosły szympans i dwulatek są równi: Mają mniej więcej takie same umiejętności posługiwania się narzędziami i pamięć, a w testach uczenia się przyczynowego wypadają tak samo.

Pierwsze badane przez Warnekena szympansy, wychowane w niemieckim zoo, dobrze czuły się w towarzystwie wybranych ludzi. Zastąpił obiekty obce dla szympansów (takie jak kojce) znajomymi materiałami, takimi jak gąbki, których opiekunowie używają do czyszczenia obiektów. Warneken czekał w korytarzu, obserwując przez kamerę, jak dozorca upuszcza pierwszy przedmiot: Jakby na zawołanie, szympans podbiegł i beztrosko podał go z powrotem. „Wpadłem w szał!” wspomina Warneken. „Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, że to zrobią. Oszalałem!”

Gdy euforia minęła, Warneken zaczął się zastanawiać, czy być może szympansy hodowane przez ludzi zostały uwarunkowane, by być pomocne dla swoich dostawców pożywienia. Zorganizował więc innych, by przeprowadzili wersję testu w Ngamba Island Chimpanzee Sanctuary w Ugandzie, gdzie żyją półdzikie szympansy. W eksperymencie dwóch badaczy pozornie kłóciło się zaciekle o kij: Zwycięzca walki odkłada kij poza zasięgiem przegranego, a ten łaknie go, podczas gdy szympans się temu przygląda. Szympans musi zdecydować, czy przekazać cenny przedmiot przez kraty klatki pokonanej stronie. Wiele z nich to zrobiło.

„Spodziewaliśmy się, że początkowo szympansy mogą pomagać, ale kiedy nie otrzymują nagrody, pomoc powinna z czasem spadać” – mówi Warneken. „Ale nie było takiego wzorca. Pomagały konsekwentnie, gdy człowiek sięgał po przedmiot,” nawet przy braku jakiejkolwiek zapłaty.

Może zwierzęta pomagały ludziom w każdych okolicznościach, zakładając, że nagroda przyjdzie im z góry. Ostatnim krokiem było sprawdzenie, czy szympansy będą pomagać sobie nawzajem. Warneken ustawił więc aparaty, w których jeden szympans w klatce mógł pomóc sąsiadowi w dotarciu do niedostępnego banana lub kawałka arbuza. Nie było nadziei na zdobycie kęsa dla siebie, ale wzmocnione szympansy karmiły swoich współtowarzyszy bez względu na wszystko.

Praca Warnekena nad szympansami pozwala stwierdzić, że ludzki altruizm jest cechą, którą ewolucja najwyraźniej obdarzyła nas przy narodzinach. Ale w jakich okolicznościach maluchy są altruistyczne? Niektóre z ostatnich badań nad szympansami sugerują, że szympansy nie pomagają innym, chyba że są świadkami przerażenia istoty w potrzebie. Czy ludzkie dzieci są podobnie „reaktywnymi” pomocnikami, czy też mogą przyjść z pomocą bez społecznych wskazówek? Warneken stworzył scenariusz, w którym nieświadomy eksperymentator wygłupia się z grupą puszek po mleku przy stole, a dwulatek się temu przygląda. Nieświadomy tego dorosły, niektóre puszki zaczynają się staczać z krawędzi.

Eksperymentator nie prosi malucha o pomoc: Nawet nie zdaje sobie sprawy, że problem istnieje. Jednak wiele z testowanych dzieci prawidłowo odczytało sytuację i pospieszyło jej z pomocą, często krzycząc „Twoja puszka spadła!” z wielką ochotą, zanim oddało ją z powrotem. „Można zaobserwować narodziny tego proaktywnego zachowania pomocowego w wieku około 1,5 do 2,5 roku” – wyjaśnia Warneken. „Dzieci nie potrzebują nakłaniania do pomagania. Robią to dobrowolnie.” Proaktywne pomaganie może być unikalnie ludzką umiejętnością.

***

Krytyka badań nad „miłym dzieckiem” jest zróżnicowana, a praca z najmłodszymi dziećmi jest być może najbardziej kontrowersyjna. Latem grupa nowozelandzkich naukowców zakwestionowała przełomowe badania Kiley Hamlin nad „pomocnikiem/hindusem”, czyniąc z nich własne międzynarodowe nagłówki.

Oskarżali się oni, że Hamlin i jej współpracownicy błędnie zidentyfikowali kluczowe bodźce: zamiast dokonywać zniuansowanych osądów moralnych na temat życzliwych trójkątów i antyspołecznych kwadratów (lub odwrotnie, ponieważ badacze zmienili również role przypisane do każdego kształtu), badani Hamlin jedynie reagowali na proste zdarzenia fizyczne w układzie eksperymentalnym. Niemowlęta lubiły podskakujący ruch triumfującego koła na szczycie wzgórza po tym, jak trójkąt pomógł mu dotrzeć na szczyt, a nie lubiły sposobu, w jaki koło czasami zderzało się z innymi kształtami.

Hamlin i jej koledzy odpowiedzieli, że odtworzenie eksperymentu przez Nowozelandczyków było błędne (po pierwsze, pozwolili oczom gogli koła patrzeć w dół zamiast wskazywać na szczyt, myląc poczucie celu u niemowląt). Ponadto zespół z Yale powtórzył swoje wyniki za pomocą przedstawień kukiełkowych, co jest dowodem, którego krytycy nie uwzględnili.

Chociaż Hamlin przekonująco odrzucił ich zastrzeżenia, takie metodologiczne obawy nigdy nie są odległe od umysłów badaczy dzieci. Na przykład Tasimi podejrzewał, że w niektórych wersjach jego teatrzyków kukiełkowych dzieci wybierały pomarańczowe kukiełki zamiast zielonych nie dlatego, że opowiadały się po stronie dobra, lecz po prostu dlatego, że lubiły kolor pomarańczowy. (Mimo to, preferencje dzieci dla pomocnych króliczków utrzymywały się nawet wtedy, gdy badacze zmieniali kolory koszulek.)

Inni krytycy, w międzyczasie, obwiniają filozofię rozwojową stojącą za eksperymentami. Dzieci mogą wyglądać, jakby były obdarzone solidnymi umiejętnościami społecznymi, twierdzą ci badacze, ale tak naprawdę zaczynają od zera, mając tylko zmysły i odruchy, i, głównie dzięki interakcji z matką, uczą się o świecie społecznym w zadziwiająco krótkim czasie. „Nie sądzę, by rodziły się z wiedzą” – mówi Jeremy Carpendale, psycholog z Simon Fraser University. Jego zdaniem perspektywa moralna malucha nie jest czymś oczywistym.

I jeszcze inni naukowcy uważają, że badania nad dziećmi nie doceniają siły kultury regionalnej. Joe Henrich, psycholog z University of British Columbia, twierdzi, że cechy takie jak altruizm i logika moralna nie mogą być wyłącznie genetyczne, o czym świadczy szeroka gama zachowań pomocowych w grupach łowców-zbieraczy i drobnych ogrodników na całym świecie, zwłaszcza w porównaniu z zachodnimi normami. Idee dobra publicznego i odpowiedniej kary, na przykład, nie są stałe w różnych społeczeństwach: Wśród ludu Matsigenka z peruwiańskiej Amazonii, gdzie pracuje Henrich, pomaganie rzadko występuje poza najbliższym domem, choćby dlatego, że członkowie plemienia zwykle mieszkają z krewnymi.

„Istnieją efekty biologiczne, które ludzie uważają za genetyczne, ale kultura ma na nie wpływ” – mówi, dodając: „Kultura zmienia twój mózg”. On wskazuje na różnice w skanach mózgu fMRI ludzi z różnych środowisk.

Badacze niemowląt sami wyprodukowali interesującą krytykę swojej pracy. W 2009 roku Warneken napisał, że „dzieci zaczynają jako raczej bezkrytyczni altruiści, którzy z wiekiem stają się bardziej selektywni.” Dziś jednak uważa, że obraz jest bardziej skomplikowany, z szeroko prospołecznymi impulsami konkurującymi z egoistycznymi, a nie wyprzedzającymi je rozwojowo.

Mnóstwo ponurych obserwacji komplikuje odkrycie szlachetniejszych impulsów u dzieci. Dzieci są intensywnie plemienne: trzymiesięczne maluchy lubią ludzi swojej rasy bardziej niż innych, jak wykazały eksperymenty, a jednoroczne wolą rodzimych użytkowników języka od tych mówiących innym językiem. Tak, dziecko woli dobrego faceta – chyba że ten zły, podobnie jak dziecko, je krakersy grahamowe. Jeśli ten dobry zjada zieloną fasolkę, zapomnij o tym. Ponadto dzieci są wielkimi fanami karania. Hamlin lubi pokazywać filmik z młodym mścicielem, który nie tylko wybiera między dobrą a złą kukiełką, ale także uderza złego faceta w głowę. W spontanicznych reakcjach najmłodszych ludzi „widzimy podbrzusze osądów, których dokonujemy jako dorośli, ale staramy się nie dostrzegać”, mówi.

Wynn, naukowiec z Yale, również kwestionuje najgłębsze motywy małych altruistów Warnekena, zauważając, że pozornie bezinteresowne działania mogą być w rzeczywistości adaptacyjne. Jak wie każdy rodzic 18-miesięcznego dziecka, pomaganie niemowlętom nie jest aż tak pomocne. Choćby nie wiem jak się starały, nie potrafią wymieszać masy na babeczki ani spakować walizki, gdy się je o to poprosi (a rodzice, żeby być sprawiedliwymi, nie oczekują, że im się to uda, ale raczej, że będą się tym zajmować). Być może dzieci nie tyle starają się pomóc w danym momencie, co raczej wyrażają swoją uległą naturę wobec potężnych dorosłych, którzy kontrolują ich świat – zachowują się mniej jak Matka Teresa, w pewnym sensie, niż jak renesansowy dworzanin. Być może rodzice naprawdę zainwestowaliby więcej w pomocne dziecko, które jako dorosły mogłoby przyczynić się do dobrobytu rodziny, niż w samolubnego obiboka – tak mówi ewolucyjna logika.

Inna interpretacja, mówi Warneken, jest taka, że w prostszym świecie być może maluchy naprawdę mogłyby pomóc, przyczyniając się do produktywności grupy łowców-zbieraczy proporcjonalnie do ich stosunkowo niewielkiego spożycia kalorii. „Może najmniejsze dziecko ma najmniejsze wiaderko na wodę, średnie dziecko ma średnie wiaderko, a dorosłe kobiety niosą duże wiadro” – mówi. Podczas niedawnej wizyty w Kinszasie, w Kongo, gdzie prowadził dalsze badania nad naczelnymi, „zobaczyłem rodzinę, która chodziła dookoła i była dokładnie taka sama. Każdy miał na głowie drewno na opał, a wszystko to było proporcjonalne do wielkości ciała.”

***

Dla wielu badaczy te zawiłości i sprzeczności sprawiają, że badania nad dziećmi są tym bardziej warte zachodu. Niedawno ponownie rozmawiałem z Arberem Tasimi. Metalowy pręt zniknął z jego ręki, a on sam wrócił do wieczornych spotkań z przyjaciółmi. Choć nadal uważa dzieci za inspirujące obiekty, intrygują go również ich bardziej złowrogie skłonności. Podczas rekonwalescencji Tasimi oglądał wiele powtórek „Sopranos” i zastanawia się nad stworzeniem eksperymentu na dzieciach w oparciu o kodeks Hammurabiego, aby ustalić, czy niemowlęta myślą, tak jak Tony Soprano, że oko za oko to uczciwa wymiana, jeśli chodzi o zemstę. To nie wszystko.

„Staram się myśleć o badaniu nad mniejszym złem”, mówi. „Owszem, mamy swoje kategorie dobra i zła, ale te kategorie dotyczą wielu różnych rzeczy – kradzież 20 dolarów kontra gwałt kontra zabójstwo. Oczywiście nie mogę używać tego rodzaju przypadków w przypadku 13-miesięcznych dzieci. Ale można wymyślać moralitety wzdłuż kontinuum, aby zobaczyć… czy tworzą preferencje dotyczące tego, czy lubią faceta, który nie był tak zły jak inny zły facet.”

Podobnie, eksperyment z Crackerzem, w którym uczestniczyła moja córka, zmierza ku mrocznemu zwrotowi. Tak, dzieci wolą przyjąć przekąskę od dobrego faceta, ale co by było, gdyby zły facet zaoferował im trzy krakersy grahamowe albo dziesięć?

Dla propozycji grantu, Tasimi nadał tytuł roboczy temu zapytaniu: „Jaką cenę ustalają niemowlęta, by poradzić sobie z diabłem?”

.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *