Portret Fatsa Domino z 1967 roku. Piosenkarz i pianista zmarł 24 października w wieku 89 lat. Clive Limpkin/Daily Express/Hulton Archive/Getty Images hide caption
toggle caption
Clive Limpkin/Daily Express/Hulton Archive/Getty Images
Portret Fatsa Domino z 1967 roku. Piosenkarz i pianista zmarł 24 października w wieku 89 lat.
Clive Limpkin/Daily Express/Hulton Archive/Getty Images
Fats Domino, jeden z architektów rock 'n' rolla, zmarł we wtorek w domu swojej córki na przedmieściach Nowego Orleanu. Haydee Ellis, przyjaciółka rodziny, potwierdziła tę wiadomość dla NPR. Mark Bone, główny śledczy w biurze koronera w Jefferson Parish, powiedział NPR, że Domino, który miał 89 lat, zmarł z przyczyn naturalnych.
W latach 40-tych Antoine Domino Jr. pracował w fabryce materacy w Nowym Orleanie i grał na pianinie w nocy. Zarówno jego talia, jak i grono fanów powiększały się. Właśnie wtedy pewien bandleader zaczął nazywać go „Fats”. Stąd już tylko krok do jego pierwszej płyty, która sprzedała się w milionach egzemplarzy – „The Fat Man”. Było to pierwsze wydawnictwo Domino dla Imperial Records, która podpisała z nim kontrakt zaraz po zejściu z estrady.
Producent, autor tekstów, aranżer i bandleader Dave Bartholomew był tam obecny. Opisał on tę scenę w wywiadzie z 1981 roku, który obecnie znajduje się w Archiwum Jazzowym Hogan na Uniwersytecie Tulane. „Fats dawał czadu” – powiedział Bartholomew. „Pocąc się i grając, wkładał całe serce i duszę w to, co robił, a ludzie szaleli na jego punkcie – więc to było to. Zrobiliśmy naszą pierwszą płytę, 'The Fat Man,' i już nigdy się nie odwróciliśmy.”
Pomiędzy 1950 a 1963, Domino trafił na listy przebojów R&B 59 razy, a na listy przebojów pop 63 razy. Wyprzedził Little Richarda, Chucka Berry’ego i Buddy’ego Holly’ego – razem wziętych. Tylko Elvis Presley sprzedał więcej płyt w tym okresie – a Presley cytował Domino jako wczesnego mistrza.
Jak więc czarny człowiek z wykształceniem czwartej klasy w Jim Crow South, dziecko haitańskich kreolskich pracowników plantacji i wnuk niewolnika, sprzedał ponad 65 milionów płyt?
Domino potrafił „wah-wah-waaaaah” i „woo-hooo!” jak nikt inny na całym szerokim świecie – i sprawił, że triole fortepianowe stały się wszechobecne w rock 'n' rollu. „Blueberry Hill”, na przykład, nie było własną piosenką Domino – po raz pierwszy opublikowano ją w 1940 roku i została już nagrana przez Glenna Millera, Gene’a Autry’ego i Louisa Armstronga – ale wersja Domino z 1956 roku, z tymi triolami w prawej ręce, była niezapomniana.
Pianista Jon Cleary poświęcił większość swojego życia brzmieniu nowoorleańskiemu. „The triplets thing”, mówi, „to był jeden z elementów składowych nowoorleańskiego R&B. I to jest naprawdę słynny Fats Domino groove. Wszyscy to znają.”
A potem był Bartholomew. On i inżynier Cosimo Matassa doprowadzili do perfekcji rytmiczne brzmienie w studiu Matassy, którego pozazdrościł im cały rock 'n' roll. „Blueberry Hill” mogło być największym hitem Domino, ale Bartholomew napisał ulubiony utwór Domino: „Blue Monday.”
„Blue Monday” miał inne poziomy znaczenia w karierze Domino. W latach 50-tych narodziny rock 'n' rolla były ciężką pracą. Krytycy społeczni nazywali muzykę wulgarną. Prawo Jim Crow segregowało publiczność Domino, czasami tylko za pomocą sznura. A połączenie napięcia rasowego i nastoletnich hormonów na koncertach okazało się brutalne: rzucanie butelkami, gaz łzawiący, dźgnięcia nożem i aresztowania.
Biograf Domino, Rick Coleman, mówi, że istniało prawdziwe rozejście między tamtą epoką a twórczością, którą Domino tworzył. „To nie był łatwy okres czasu, mimo że muzyka była piękna i radosna” – zauważa. „To były ciężkie narodziny.”
Do 1960 roku publiczność Domino była w przeważającej większości biała. W Południowej Karolinie, Ku Klux Klan dawał jego zespołowi wskazówki – przy świetle płonącego krzyża. Nieżyjący już saksofonista Herbert Hardesty prowadził przy tej okazji autobus Domino.
Brytyjska inwazja sprawiła, że prawie każdy amerykański wykonawca spadł z list przebojów. A jednak długoletni powiernik Ellisa mówi, że Domino nie zmieniłby ani jednej nuty. Powiedział: „Kiedy gram”, wyjaśnia, „Chcę, żeby ludzie słyszeli dokładnie to, co przywykli słyszeć na płycie”. I w końcu to była jedna z rzeczy, która sprawiła, że nie chciał grać, powiedzmy. Bał się, że może, no wiesz, zepsuć jakieś słowo czy cokolwiek.”
Domino koncertował przez wiele lat, ale w końcu osiadł na stałe w swojej posiadłości w Lower Ninth Ward, gotując mnóstwo sera z głowy wieprza dla swoich licznych przyjaciół. Potem nadszedł huragan Katrina – i wszyscy myśleli, że nie żyje.
Rodzina przetrwała. Domino przeżył lata po Katrinie na przedmieściach Nowego Orleanu z jednym z ośmiorga swoich dzieci. Ale jego dom nadal stoi na Caffin Avenue, w Lower Ninth Ward, i został odrestaurowany w ostatnich latach. Przypomina o wielkości, jaką kiedyś wyprodukowała ta okolica, o złotym wieku muzyki nowoorleańskiej – i o tym, co może zrobić gruby człowiek.
Anastasia Tsioulcas z NPR wniosła dodatkowe sprawozdanie do tego artykułu.
Gwen Thompkins jest gospodarzem WWNO’s Music Inside Out, programu o muzyce Luizjany. Na stronie internetowej programu można posłuchać specjalnego wydania poświęconego Fatsowi Domino.