Articles

I Thought I’d Get to See My Mother Again. Wtedy uderzyła pandemia

Posted on

W tym roku, w październiku, w dniu urodzin mojej matki, obudziłem się z jednego z wielu snów, które miałem o niej od czasu jej śmierci. Siedziałem z rodziną i przyjaciółmi na podwórku mojej babci, na naszych krzesłach rozrzuconych na dywanie z rozjaśnionej słońcem trawy. Wszyscy rozmawialiśmy, dzieląc się wspomnieniami o mojej mamie. Nie pamiętam konkretnych historii, ale wiem, że była radość, więcej śmiechu niż łez – mimo że w moim śnie moja mama również odeszła.

Jak wiele rodzin pogrążonych w żałobie w 2020 roku, nie byliśmy w stanie zebrać się ani opłakiwać razem. Moja mama zmarła na raka w maju, a mój mąż, dzieci i ja musieliśmy oglądać małe nabożeństwo pogrzebowe za pośrednictwem livestreamu z drugiego końca kraju. Jeszcze dzień wcześniej nie byłam pewna, czy będziemy w stanie to zrobić – dwa miesiące przed pandemią, przedstawiciel domu pogrzebowego powiedział mi, że nigdy wcześniej nie organizował transmisji na żywo. Ksiądz mojej mamy miał obawy dotyczące prywatności w związku z filmowaniem i powiedział, że już trudno było wybrać, kto z wielu przyjaciół mojej mamy z kościoła może uczestniczyć. Dodatkowa osoba filmująca, jak powiedział, „zajęłaby miejsce, które mogłoby trafić do innego żałobnika.”

Kiedy to usłyszałam, złapałam oddech i pozwoliłam ciszy się rozciągnąć. Nie chciałem się złościć. Nie miałam na to energii. Moja mama kochała swoją wspólnotę kościelną, która była również jej rodziną – bez wątpienia był to jeden z powodów, dla których została w domu, zamiast zamieszkać ze mną, kiedy o to poprosiłam – i byłam im wdzięczna za to, że byli przy niej, kiedy mnie nie było, robili to, czego ja nie mogłam. Ale byłam jej jedynym dzieckiem.

„Masz cztery miejsca, których byś nie miała, gdyby mój mąż, moje dzieci i ja byliśmy w stanie tam być”, zauważyłam. „Czy nie możesz po prostu pomyśleć o osobie filmującej jako zajmującej moje miejsce?”

Nastąpiła pauza. „Oczywiście,” powiedział. „Masz całkowitą rację. Jestem pewien, że możemy coś wymyślić.”

Ostatni raz widziałem moją matkę osobiście był pod koniec stycznia, kiedy mój 12-letni i ja polecieliśmy ją odwiedzić. Widzieliśmy ją zaledwie miesiąc wcześniej na Boże Narodzenie, a ja również zaplanowałem wycieczki na marzec i kwiecień.

Ale w połowie marca, odwiedziny czuły się niemożliwe, zwłaszcza podróżując 3000 mil od mojego obszaru o wysokiej infekcji do małego miasteczka mojej matki, gdzie nie było prawie żadnych przypadków. Noszenie maski stawało się coraz bardziej powszechne, ale było dalekie od powszechnego. Nawet odpowiedzialna próba odbycia tej podróży oznaczałaby dwa tygodnie kwarantanny na obu końcach, dodatkowo do czasu, który spędziłam z mamą. Nasze życie domowe nie było przystosowane do tego, by jedno z nas mogło samotnie wychowywać dzieci przez kilka tygodni lub miesięcy, zwłaszcza gdy pracujemy zdalnie, mamy do czynienia z niespokojnymi dziećmi i uczymy się na odległość. A co, jeśli przeniosłam wirusa na mamę? Co jeśli przekazałam go jej opiekunom, pielęgniarce z hospicjum? Co by było, gdybym przekazała go mojemu mężowi lub dzieciom, lub komuś o wiele bardziej wrażliwemu, kogo imienia nigdy bym nie poznała, którego choroby i śmierci nigdy nie byłabym świadoma?

Wkrótce po uczestnictwie w pogrzebie mojej mamy za pośrednictwem livestreamu, zobaczyłbym reklamy witające turystów z powrotem do Disney World w stanie, w którym infekcje gwałtownie wzrosły.

Więc odłożyłem jedną wycieczkę, potem następną. Z pewnością, myślałem, że wystarczająco dużo ludzi zrobi właściwą rzecz – pozostanie w domu, jeśli będą mogli, noszenie masek, gdy nie będą mogli – i wszyscy dostaniemy ułaskawienie. Zamiast tego, kolejne stany zaczęły się ponownie otwierać, nawet gdy wirus wciąż szalał. Wkrótce po uczestnictwie w pogrzebie mojej mamy za pośrednictwem livestream, zobaczyłbym reklamy witające turystów z powrotem do Disney World w stanie, w którym infekcje były gwałtowne.

Moją mamą opiekowały się jej siostra i szwagierka, wspomagane w nocy przez wynajętych pomocników. Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, aby poradzić sobie z jej finansami, pomóc zarządzać domową opieką zdrowotną, wysyłać kwiaty, listy i prezenty. Kiedy dzwoniłam, wiedziałam, że obarczam jej opiekunów kolejnymi zadaniami: przekazywanie mi aktualnych informacji, sprawdzanie, czy mama może ze mną rozmawiać, przynoszenie jej telefonu lub tabletu. Nie mogłam przestać dzwonić, martwić się i przepraszać wszystkich.

Jednego dnia jej pielęgniarka z hospicjum zadzwoniła do mnie z wiadomościami, które wydawały się zbyt piękne, by mogły być prawdziwe. „Miała wspaniały dzień! Jest taką wojowniczką – ma prawdziwą szansę na więcej czasu wysokiej jakości”. Moja matka zadzwoniła do nas wkrótce potem, a ja i mój mąż i dzieci powiedzieliśmy jej, że cieszymy się, że miała dobry dzień i chcielibyśmy być z nią. Mówiła powoli, z pewnym wysiłkiem, a czasami zapominała trzymać tablet pod najlepszym kątem, więc widzieliśmy tylko czubek jej głowy. Ale po wysłuchaniu opowieści o jej dniu – siedzeniu, jedzeniu lodów, a nawet żartowaniu z ludźmi – powiedziałam sobie, że jest zmęczona; wciąż może się zmobilizować.

„Nigdy, nigdy nie zapomnijcie, jak bardzo was kocham” – powiedziała do nas. To był ostatni raz, kiedy usłyszeliśmy jej głos.

Od czasu jej śmierci wielu ludzi pytało mnie, czy czuję brak „zamknięcia” z powodu tych wszystkich straconych chwil. Mój ojciec zmarł 2,5 roku temu, byłem na jego pogrzebie i nadal nie czuję się w żaden sposób zamknięty. To jest otwarta rana. Zawsze będzie.

Na wiele sposobów wiem, że mam szczęście: Byłem w stanie pomóc wspierać moją matkę finansowo podczas jej choroby, coś, czego nie byłbym w stanie zrobić w znaczącym stopniu dwa lub trzy lata temu. Wiem, że pod koniec choroby opiekowali się nią ludzie, którzy ją kochali. I ona i ja miałyśmy okazję się pożegnać – ostatni raz widziałam ją osobiście, poprosiłam o wybaczenie, powiedziałam, że ją kocham i że jestem szczęśliwa, że jestem jej córką. Powtarzałam te same słowa, w kółko, podczas wszystkich naszych rozmów przed jej śmiercią. Zawsze będę żałować, że mnie tam nie było, albo że ona tu nie była, ale nie trzymam się niczego, co chciałabym jej powiedzieć – w końcu nic między nami nie zostało złamane ani niedopowiedziane.

To, z czym boryka się tak wielu z nas, którzy stracili członków rodziny i bliskich przyjaciół podczas pandemii, to nie żałoba czy trauma odłożona na później. To nie brak emocji, ale ich narastająca fala, niekontrolowana przez zapewnienie, skąpe, ale prawdziwe pocieszenie, które może i często towarzyszy rytuałom, w których zazwyczaj możemy uczestniczyć, gdy umiera bliska osoba. Te rytuały mogą nadal pozostawiać w nas poczucie niepełności, ale mogą też działać jak drogowskazy, prowadząc nas od jednej fazy żałoby do drugiej. Kiedy zmarł mój ojciec, obecność na jego pogrzebie, widok trumny złożonej w ziemi, płacz z moją matką – to wszystko pomogło mi uznać i odczuć stratę, zacząć ją przetwarzać i żyć z nią.

Nigdy nie wyobrażałem sobie, że stracę matkę bez tych znajomych punktów odniesienia. Oglądałam jej pogrzeb z kanapy w salonie, wciśnięta między mojego męża i dzieci, tej samej kanapy, na której wszyscy stłoczyliśmy się na naszą ostatnią rozmowę z nią. Nie było żadnego zebrania ani przyjęcia po pogrzebie, żadnych uścisków i komunii z rodziną i przyjaciółmi, żadnych opowieści wymienianych na czyimś podwórku. Kiedy transmisja na żywo została przerwana, wzięłam wazon z ogrodowymi lukrecjami, który uprzejmy sąsiad zostawił pod naszymi drzwiami, a potem zjedliśmy obiad, który przygotował mój mąż. Razem z moją dwunastolatką wybraliśmy się na spokojny spacer. Nie widziałam ani nie rozmawiałam z nikim spoza mojego gospodarstwa domowego.

Te rytuały mogą nadal pozostawiać nas w poczuciu niepełności, ale mogą również działać jako drogowskazy, prowadząc nas od jednej fazy żałoby do drugiej.

Reszta dnia przebiegała jak każdy inny, jak większość dni od tamtego czasu: wykonuję swoją pracę, pomagam mojemu 9-latkowi w szkole, noszę pierścionki mojej matki, chodzę na długie spacery i staram się utrzymać przy życiu wszystkie rośliny, które otrzymałem jako prezenty z okazji współczucia. Nasze dzieci prosiły o psa od jakiegoś czasu, a rok 2020 wydawał się rokiem, w którym trzeba było powiedzieć „tak” („Potrzebujemy zwycięstwa” – powiedziałam przyjaciółce), więc teraz mamy nowego, chaotycznego, ale uroczego członka rodziny, na którym możemy się skupić. „Myślę, że babcia wie, że dostajemy psa i jest podekscytowana dla nas”, ogłosiło jedno z moich dzieci po tym, jak podjęliśmy decyzję. „Po prostu myślę, że w jakiś sposób ona nadal wie o dużych, ważnych rzeczach”. Powiedziałam jej, że to ma dla mnie sens, i pośród smutku i żalu, poczułam się szczęśliwa, że wszyscy nadal często rozmawiamy o mojej mamie.

Dla tak wielu z nas teraz, osobiste traumy tej pandemii stale się potęgują, gdy kryzys się przedłuża, gdy pozostajemy odcięci od niektórych z naszych bliskich o wiele dłużej niż kiedyś wyobrażaliśmy sobie, że to możliwe. Straty te będą stanowiły dla nas jeszcze więcej detrytusu, z którym będziemy musieli się zmagać – indywidualnie, w naszych rodzinach i społecznościach, a także jako naród – w bezpieczniejszych, miejmy nadzieję zdrowszych dniach, które nadejdą. Ale to nie znaczy, że nie możemy czuć i znaleźć sposobów na uhonorowanie naszego żalu już teraz.

W dniu urodzin mojej matki napisałam do niej list, przejrzałam rodzinne zdjęcia, kupiłam miły posiłek, który zjadłam z mężem i dziećmi – nic wymyślnego, nic, co moja mama kiedykolwiek dla mnie zrobiła, tylko coś, co wiedziałam, że by jej smakowało. Nie mogłam odwiedzić jej grobu, z nagrobkiem, który wybrałam, by pasował do nagrobka taty, ale wysłałam kwiaty do krewnego, który zgodził się złożyć je tam dla mnie. Zamówiłam kwiaty w tej samej kwiaciarni, która zaprojektowała kwiaty na pomnik mojej matki, a oni obiecali użyć tych samych kolorów. Obie aranżacje zostały wykonane w różnych porach roku, z różnych kwiatów w rozkwicie, więc oczywiście nie mogły być dokładnie takie same. Tak samo pogrzeb transmitowany na żywo nie może dostarczyć dokładnie takiego samego doświadczenia, takiego samego towarzystwa czy komfortu, jak ten, w którym uczestniczy się osobiście. Ale ani druzgocąca strata, ani głęboka wdzięczność, jaką odczuwam za to, że miałem takiego rodzica, nie mogą być osłabione przez nieprzewidziane wydarzenia, przez pandemię czy odległość. Ona zawsze będzie moją mamą, a ja zawsze będę za nią tęsknić, i w tym sensie jej nieobecność i mój żal są dokładnie tym, czego bym się spodziewała.

Kontakt z nami: [email protected].

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *