Pisząc o szkockiej whisky w jakimkolwiek charakterze, Johnny Walker jest niezmiennie słoniem w pokoju. Są wyznawcy wiary, którzy przysięgają, że Johnnie to cała szkocka, jakiej potrzebują, a wszystko inne to tylko hałas. Jest też Nouveau Aficionado, który przysięgnie, że ten nikczemny, mieszany złoczyńca nigdy nie przeszedł przez jego usta i nigdy nie przejdzie. Z pewnością jest to jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek szkockiej na świecie, należąca do jednego z największych producentów whisky na świecie, a także trzykrotnie najlepiej sprzedająca się marka szkockiej na świecie (17,6 mln vs 6.13 mln skrzynek Ballantine’s w 2015 roku), Johnnie nie jest obcy każdemu, kto ma przelotne obycie z whisky.
Zapytaj jakiegokolwiek współczesnego miłośnika whisky o Walkera, a otrzymasz reakcję podobną do tej, którą można by uzyskać w speakeasy w San Francisco, gdybyś poprosił o Bud Light. W dzisiejszych czasach duże nie jest cool, a masowa produkcja oznacza nieautentyczność, zgodnie z hipsterską definicją. Nie mogę udawać, że sam jestem odporny na ten sposób myślenia, z całym moim gadaniem o „rzemiośle” i radościach płynących z pojedynczych beczek i małych producentów. Starając się zachować otwarty umysł, zrecenzowałem Black Label, Platinum Label, a teraz Green Label. (Nie Red Label… są pewne granice.)
Green Label, w przeciwieństwie do wszystkich innych Walkerów, jest tak naprawdę blended maltem złożonym z (niepotwierdzonych) 27 różnych single maltów, wszystkie w wieku co najmniej 15 lat (lub, co bardziej prawdopodobne, dokładnie 15 lat). Marka ta została bezceremonialnie usunięta z rynku w 2012 roku, by zrobić miejsce dla Gold i Platinum, i dopiero niedawno powróciła do składu po czteroletniej nieobecności. Diageo twierdzi, że w tym czasie receptura nie uległa zmianie. Spośród tych 27 słodów, receptura wykorzystuje podobno kilka kluczowych składników: Caol Ila (z Islay), Talisker (ze Skye), Cragganmore (ze Speyside) i Linkwood (również ze Speyside). Wszystkie – oczywiście – należą do Diageo. Blended (lub „vatted”) malt butelkowany jest z mocą 43% ABV i sprzedawany w cenie około 45-55 dolarów. Moja butelka została zakupiona w 2017 roku, po renesansie etykiety.
Update: Istnieje obecnie wersja Travel Retail (duty free) exclusive, która ma inny profil słodowy i więcej torfu: Johnnie Walker Island Green.
Nos: Lekki i owocowy, z białą brzoskwinią, miodem, świeżymi ziarnami słodu i krakersami graham. Obecne są nuty kwiatowe, ale trudne do sprecyzowania – prawdopodobnie od komponentów torfowych. Nazwijmy ją gorsecikiem, bo dzięki temu brzmi, jakbym wiedział, o czym mówię.
Palat: Miękka i lekko syropowata na podniebieniu. Niewielkie pieczenie języka. Dominują słodowe nuty zbożowe, z odrobiną otrębów owsianych. Część nut z aromatu jest obecna (szczególnie miód), ale owoców niewiele. Miód jest wielowymiarowy, reszta nie.
Finish: Krótki. Początkowo lekko gorzkawy beczkowy węgiel, do którego dołącza niejasna nugatowa orzechowość. Szybko zanika z mlaśnięciem.
Z wodą: Kilka kropel wody uwalnia bryzg zielonego jabłka i niedojrzałego banana. Podniebienie jest nieco pikantniejsze i bardziej żywe, podobnie jak wykończenie. Gorąco polecam kilka nielicznych kropli wody z tym jednym.
Overall: Perspektywa jest dziwną rzeczą. Gdybym właśnie otworzył butelkę single malt z jakiejś ledwo znanej destylarni „rzemieślniczej” po uzyskaniu dobrej oferty na butelkę, prawdopodobnie cieszyłbym się, że znalazłem ukryty klejnot z wypolerowaną i zrealizowaną (jeśli trochę nudne) prezentację i bajeczny punkt cenowy. Ponieważ jednak jest to wszechobecny Johnnie Walker, mój mózg mówi „eh, to jest po prostu OK”. A jednak jest to bardzo przyjemny, bardzo dostępny i bardzo dobrze wyceniony trunek. Jest w pełni słodowa i ma oznaczenie wieku. Będąc wybrednym, muszę zaznaczyć, że podniebienie nie oferuje zbyt wielu niespodzianek, finisz jest niezapomniany, a składniki torfowe są prawie niewidoczne… ale mówimy tu o 15-letnim słodzie za mniej niż 50$.
Podsumowując: Jeśli masz zamiar wyrzucić pieniądze na Walkera, kup ten. Wszystko „poniżej” Greena ma wyraźne wady, a wszystko „powyżej” Greena jest przecenione. Co zrobiłby Goldilocks?