James Coburn był pierwszą hollywoodzką gwiazdą filmową, którą zobaczyłem na żywo. Były późne lata siedemdziesiąte w północnym Londynie, a ja robiłem poranną rundkę po gazetach, kiedy z porannej mgiełki na Swains Lane w Highgate wyłoniła się gwiazda filmu Nasz człowiek Flint, krocząca obok szeregu podmiejskich londyńskich willi ze swoją charakterystyczną, rozmarzoną pewnością siebie. (W tym czasie spotykał się z drobną brytyjską piosenkarką i lokalną mieszkanką Lynsey de Paul). Efekt był piorunujący. Coburn nie tylko wyglądał jak gwiazda filmowa poza ekranem, on wyglądał jak platoński ideał gwiazdy filmowej dla dorastającego chłopca.
Był chropowaty i wysoki (6ft 2in) ze srebrzystobiałymi włosami, które wołały o jakiś wspaniały nabokovowski przymiotnik: 'argent' lub 'nacreous'.
Miał na sobie sztruksową marynarkę z dość epickimi klapami, pamiętam, i jakiś rodzaj natty’ego szalika na szyi.
© Getty
Nie mogłam się powstrzymać od gapienia się; on po prostu wyglądał tak…deluxe. Ale on dał mi przyjazny mały salut jak przeszedł, który dla pryszczatego młodzieńca wciąż w Orange Tag flary był o tak fajne, jak to się robi. Nigdy tego nie zapomniałem.
Dwadzieścia lat później przeprowadziłem się do Los Angeles i poznałem Angielkę o imieniu Victoria, która opiekowała się kotem Coburna, gdy ten podróżował ze swoją drugą żoną. Odwiedziłam razem z nią dom Coburna w Beverly Hills i podziwiałam jego kolekcję chińskich gongów, na których grał w wielu programach typu chat show. („To coś w rodzaju sonicznego zwierciadła twojej duszy” – powiedział zdumionemu Michaelowi Parkinsonowi). W toalecie znajdowała się również cała masa japońskiej erotyki i cztery najbardziej tłuste koty, jakie kiedykolwiek widziałem. Dom był bardziej chintzy niż się spodziewałem, ale to nie wgniotło mistyki.
© Getty
Dla mojego pokolenia, wychowanego na niedzielnych popołudniowych powtórkach The Magnificent Seven i The Great Escape, Coburn był jednym z wielkich Tough Guys lat sześćdziesiątych – częścią tej rasy hip macho aktorów, takich jak Steve McQueen i James Garner, którzy wypełnili lukę między kwadratowymi szczękami bohaterów lat pięćdziesiątych (Charlton Heston, Burt Lancaster) i neurotycznymi antybohaterami lat siedemdziesiątych, takimi jak Al Pacino i Robert De Niro.
Twardziele z lat sześćdziesiątych byli oldschoolowi, ale nie kwadratowi. Wszyscy służyli w wojsku lub marynarce, ale ukształtowało ich wyzwolenie społeczne lat pięćdziesiątych, więc palili prochy i łamali zasady, będąc jednocześnie dorosłymi, a nie rozwydrzonymi nastolatkami. W rezultacie powstał styl aktorski, który był intensywny i nowoczesny, bez żałosnego nadęcia Metody. Jednym słowem – cool. Jak mawiał Coburn: „Jestem aktorem jazzowym, a nie rock’n’rollowym.”
© Rex
Jeśli Steve McQueen był królem chłodu epoki, to Coburn był wyluzowanym starszym bratem, obserwującym to wszystko z sardonicznym uśmiechem – wystarczająco często również w prawdziwym życiu. Robert Vaughn wspominał, jak wychodził z Coburnem z restauracji podczas kręcenia Siedmiu Wspaniałych w Meksyku, tylko po to, by zobaczyć, jak nowy Jaguar Coburna rozbija się o ścianę. Gdy kurz opadł, pijany lokaj upadł na ziemię głową w dół. „I tell you what, Roberto,” powiedział Coburn, klepiąc rękę na ramieniu Vaughna, „nigdy nie dostaniemy taksówki o tej porze nocy”. „Nawet wtedy miał klasę” – powiedział Vaughn.
To była cecha, która pojawiała się często, gdy rozmawiałem z różnymi przyjaciółmi i krewnymi Coburna: „Classy… Aktor z klasą… Facet z klasą.”
Katy Haber, która spędziła dekadę jako Dziewczyna Piątki reżysera Sama Peckinpaha, pracując z Coburnem przy trzech filmach Peckinpaha, w tym
Pat Garrett i Billy the Kid, poszła dalej: „On był księciem”. Wśród jej pamiątek jest zdjęcie jej i Coburna na planie filmu Pat Garrett w 1973 roku. Wśród upału i kurzu Durango, Coburn spoczywa na krześle reżyserskim w kostiumie szeryfa, w wyraźnie nie-metodowych lustrzanych okularach i z Gauloisesem w papierośnicy. „Jimmy kochał to, co dawało mu bycie aktorem, gdzie go to zaprowadziło”, powiedziała.
© Getty
Wielu jego znajomych opisywało go jako zarówno poszukiwacza, jak i mężczyznę, zapaloną ciekawską duszę, która czytała szeroko na temat filozofii wschodniej, nie rezygnując z drobniejszych rzeczy w życiu. Uprawiał kung-fu i chińskie ćwiczenia z różdżką, ale delektował się najlepszymi cygarami i bordo, a w zamrażarce zawsze trzymał butelkę Stoli.
Był jednocześnie new age’owy i oldschoolowy. Lubił olejek paczulowy, ale przejeżdżał przez znaki stopu w Ferrari. (Nadawca Chris Evans kupił stary Spyder 250 GT Coburn’a w 2008 roku za 5,5 miliona funtów, ustanawiając nowy rekord świata dla najwyższej ceny zapłaconej za zabytkowy samochód na aukcji). Jak sam kiedyś wyjaśnił: „Medytuję, dbam o siebie, na pewno. Nie angażuję się zbytnio w szczegóły”. Nosił „elegancki wilczy” strój – marynarki i jedwabne chusteczki w kropki – ale nigdy nie przestał używać beatnikowskiego slangu ze swoich nowojorskich czasów kawalerskich. „To groove i gaz” – mawiał, albo: „To jest właśnie jazz, człowieku”. Był groovy, macho i debonair jak dekada wymagała, pojawiając się z każdym od Cary Grant do Kermit the Frog.
© Getty
Nawet Tom Hanks tryskał jak zakochany fan, gdy spotkał Coburna na imprezie. Był, krótko mówiąc, hollywoodzką rodziną królewską.
Urodzony James Harrison Coburn III w 1928 roku, dorastał w Compton, Los Angeles, gdzie jego ojciec był mechanikiem warsztatowym. „Pochodzę z ludu dustbowl,” powiedział, „zwykłych ludzi, którzy byli zgnuśnieni przez amerykański sen”. Rodzina przeniosła się z Nebraski po tym, jak Wielki Kryzys zniszczył ich salon Forda, a Coburn zawsze czuł, że jego ojciec nigdy nie pogodził się z tą stratą. Coburn zawsze czuł, że jego ojciec nigdy nie pogodził się ze stratą. „Patrzeć, jak twój ojciec upada w ten sposób, to ciężka sprawa.”
Wynikiem tego była ostra passa, która głęboko dotknęła Coburna. „Jego ostatnie słowa brzmiały 'Goddammit', co było typowe,” powiedział Coburn. „Nie sądzę, żeby kiedykolwiek naprawdę mnie przytulił”. Ale, ogólnie rzecz biorąc, cieszył się słonecznym, beztroskim wychowaniem. W wieku 17 lat miał swój własny samochód, pożądany roadster Winfield, i biegał z fajną ekipą („Dobre dzieciaki, żadnych dupków”).
© Getty
Coburn dryfował do wojska po szkole, gdzie grał na bębnach conga w zespole klubu usługowego, zanim zdecydował się na karierę aktorską po tym, jak jego potężny baryton (przyniesiony przez dziecięce zapalenie oskrzeli) znalazł go robiącego podkładanie głosu do filmów szkoleniowych dla wojska. Jego nieprawdopodobnym wzorem do naśladowania był Mickey Rooney, którego oglądał wielokrotnie pracując jako woźny w lokalnym kinie. Największy wpływ wywarła na niego jednak wielka dama Stella Adler, u której studiował w Nowym Jorku w Stella Adler Studio of Acting.
Rozkwitł pod wpływem jej krzykliwego podejścia i do końca życia cytował jej maksymy („Nigdy nie bądź nudny, kochanie!”).
Dzięki swojej krępej budowie ciała i głębokiemu głosowi wkrótce pracował w telewizyjnych westernach, takich jak
Wagon Train i Bonanza. Prawie zawsze grał ciężkiego lub mordercę – wszystko od noszących opaski na oczach wieśniaków po gładko ubranych w kamizelki – i zwykle radził sobie najlepiej, kiedy mógł dodać do swoich kwestii odrobinę polotu lub sarkastycznej puenty.
Apoteozą całej tej dopracowanej fizyczności była wielka przerwa Coburna jako rzucającego nożem rewolwerowca w Siedmiu wspaniałych w 1960 roku. Plan zdjęciowy w Meksyku był testosteronowym festiwalem gorących aktorów, którzy wiercili się ze swoimi Stetsonami, aby zdystansować gwiazdę, Yula Brynnera. Ale Coburn poszedł w inną stronę, czyniąc cnotę z minimalnej ilości dialogów (zaledwie 14 zdawkowych zdań) i wcielając się w bezruch przypominający Zen. Musi być pierwszym zachodnim bohaterem, który czekał na złych facetów, siadając na skrzyżowanych nogach i oglądając kwiat.
© Getty
Przebicie się Coburna do filmów było świadectwem wpływu innej potężnej i magnetycznej kobiety w jego życiu – jego pierwszej żony, Beverly Kelly. Wychowana w Kalifornii, była egzotyczną ciemnowłosą pięknością o gwałtownym, silnym uroku.
Jej pomysłem na relaks była wyprawa do Tybetu w celu zbierania buddyjskich artefaktów. Nosiła ciemne szaty i perfumy z Kairu o nazwie Smocza Krew. „Miała autorytet najwyższej kapłanki” – mówi Frank Messa, artysta i wieloletni przyjaciel Coburnów.
Wpływeverly był kluczowy dla sukcesu Coburna. Kiedy Coburn zastanawiał się, jak zagrać swoją rolę w Siedmiu wspaniałych, Beverly powiedziała mu, żeby po prostu naśladował opanowanie w stylu Zen szermierza z oryginalnych Siedmiu samurajów.
Pobrali się w 1959 roku w Meksyku, a Coburn adoptował młodą córkę Beverly, Lisę, z jej pierwszego małżeństwa, jako swoją własną. „Zawsze byłem jej tatusiem,” powiedział. Syn, James H Coburn IV, znany jako Jimmy, przyszedł w 1961 roku.
Do 1964 roku, z Coburn postępy w większych rolach filmowych, para zdecydowała się kupić dom, aby dopasować. Była to rozległa marokańska rezydencja w Beverly Hills, gdzie sąsiadami byli między innymi Bill Cosby i Jack Lemmon. Beverly sprowadziła projektanta Tony’ego Duquette i zamieniła dom w Swinging Sixties gorączkowy sen o turkusowych ścianach, szkarłatnych balustradach i dywanach ze skóry zebry.
© Getty
„Dom był jak epicentrum czasów”, wspomina Lisa Coburn. „Kiedy facet, który napisał Pyramid Power, przyjechał z wizytą, postawili piramidę w pokoju marokańskim. Nie brałam tego zbyt poważnie. Moja mama urządzała te dzikie przyjęcia z
całą gamą gości – artystów, muzyków, myślicieli. Tata był bardziej wyluzowany. Uwielbiał grać na perkusji w korytarzu na schodach
z przyjaciółmi, Gamelan Bang Gang.”
W końcu Coburn osiągnął sławę dzięki filmowi Our Man Flint w 1966 roku i sequelowi, In Like Flint, rok później. Filmy te, pomyślane jako amerykańska odpowiedź na filmy o Jamesie Bondzie, były jawnymi kampfestami, ale nie pozbawionymi dowcipu. Mistrz szpiegów Derek Flint może pochwalić się czarnym pasem w judo, mieszka z czterema towarzyszami zabaw i potrafi mówić w 47 językach, w tym w języku delfinów. Jego zapalniczka ma 82 różne funkcje – „83, jeśli chcesz zapalić cygaro.”
To były dobre lata dla Coburna – szalony, trwający dekadę wir podróży odrzutowcem, szybkiej jazdy, szytych na miarę garniturów, efektownych projektów i epokowych spotkań towarzyskich. Kiedy Dennis Hopper urządził w ich domu przyjęcie z okazji premiery filmu, nie uprzedzając ich o tym wcześniej, Coburnowie po prostu otworzyli drzwi i zagonili dzieci do pracy. Kiedy do miasta przyjechał Karmapa z Tybetu i jego orszak mnichów buddyjskich, wszyscy zatrzymali się w jego domu. Coburn zabrał nawet Jego Świątobliwość na przejażdżkę swoim czerwonym Ferrari po Mulholland Drive, w szafranowych szatach.
© Rex
Coburn eksperymentował z LSD, ćwiczył na swoim tylnym patio z Brucem Lee i kaszlał Rolls-Royce’em, jak to się robi, po przegranej grze w remika gin z żoną w samolocie. Beverly odwdzięczyła się za uprzejmość, kupując parę małpek domowych. Małpki, nazwane Moonbeam i Coco, miały swój własny, wypełniony linami wybieg, ale często biegały swobodnie, aby dodać domowi chaotycznej atmosfery „wszystko gra”, nawet sikając na głowy gości. Moonbeam, samiec, lubił wskakiwać na plecy Coburna, kiedy on i Beverly uprawiali seks. „Nie przepadałem za małpami”, mówi syn Coburna, James IV. „Dostawały całą uwagę, jaką chciałem. Mój ojciec po prostu nie miał ochoty na bycie Super Tatusiem. Był aktorem i artystą i miał swoje własne sprawy do załatwienia.” Ale Jimmy dostał się do Meksyku na kręcenie filmu Pat Garrett i Billy the Kid, i pojawia się w sekwencji tratwy rzecznej w filmie. „Spójrz, to było wspaniałe życie, bez dwóch zdań”, mówi o karierze ojca. „Wszyscy aktorzy, z którymi pracował, wszystkie filmy, które zrobił – nie ma na co narzekać.
Lokalizacja była świetną zabawą. Mój tata był dobrym towarzystwem, kiedy zdrowie mu dopisywało.
Wyjeżdżaliśmy na przejażdżki. Mieliśmy dobre chwile, tylko nie było ich tak wiele.” Wspomnienia Lisy Coburn są bardziej czułe. Uwielbiała biegać po sprawunki z tatą w jego Ferrari i do dziś uruchamia specyficzny znak stopu w Beverly Hills na jego cześć. Przez lata lubili żartować, że z zaskoczenia atakowała go karate w stylu Cato. „Myślałam, że był wspaniałym ojcem,” mówi. „Uwielbiałam go.”
Jednak ojcostwo pozostało jednym z obszarów, w którym Coburn czuł się zaniedbany w późniejszych latach. „Gdybym miał małpy przed dziećmi,” wyznał kiedyś, „byłbym lepszym rodzicem.”
Poza tym, jako kolega po fachu, Coburn był wzorem uważnej szczodrości. Katy Haber do dziś przechowuje wśród pamiątek z kariery „sekcję Jimmy’ego” ze zdjęciami. „Jimmy był jedną z niewielu osób, które Sam głęboko szanował i dla których nie mógł być niegrzeczny. Często bawili się razem, nawet kiedy nie kręcili filmów.”
Peckinpah z kolei pozostał ulubionym reżyserem Coburna, mimo jego nałogowych skrajności. „Odstawiłem go od alkoholu, a on od razu zaczął wciągać kokainę!” – protestował Coburn. Jednak to właśnie ta nieokiełznana cecha – przynajmniej w połączeniu z odpowiednią trzeźwością – była źródłem tak żywego kina. „Sam był szalonym geniuszem”, powiedział Coburn. „Czasem pchał cię w przepaść, a czasem wskakiwał zaraz za tobą.”
Z pewnością Peckinpah zainspirował Coburna do jego najlepszej kreacji jako zmęczonego życiem banity, który stał się szeryfem w filmie Pat Garrett i Billy the Kid. Film pozostaje zmistyfikowanym arcydziełem – nawet w odrestaurowanej wersji reżyserskiej – ale występ Coburna to twarde, wyraziste i piękne studium rozczarowania i obrzydzenia do samego siebie. W najbardziej przejmującej scenie filmu, ranny stary szeryf (w tej roli Slim Pickens) zatacza się nad brzegiem rzeki, by umrzeć, obserwowany bezradnie przez swoją żonę. Tak łatwo mogłoby to być ckliwe (ścieżką dźwiękową jest „Knocking on Heaven’s Door” Boba Dylana), ale efekt jest przejmujący i odpowiednio tragiczny.
Nie tylko dlatego, że scena zamyka się na nawiedzonym wyrazie twarzy Coburna, który patrzy na to, przeczuwając, że jego własna dusza jest podobnie skazana na zagładę. Zmuszony do polowania na swojego dawnego partnera, w efekcie sam się zabija. Od tej pory jego działania stają się coraz bardziej kwaśne, a jego spojrzenie na świat twardnieje w pogardę. Jak zauważył Mark Cousins, przeprowadzając wywiad z Coburnem w jednym z odcinków
Scene by Scene w 2000 roku, 'W twojej pracy jako aktora nie ma nic sentymentalnego.'
© Getty
Steve Saragossi jest autorem pierwszej biografii aktora, nadchodzącej In Like Coburn.
Czuje, że choć Coburn nigdy nie osiągnął takiej supergwiazdy jak, powiedzmy, Paul Newman czy Clint Eastwood, to jednak dokonał przejścia z klasycznego Hollywood do ery post-studyjnej bardziej udanie niż większość. „Wiele gwiazd z lat sześćdziesiątych nie poradziło sobie z tym zadaniem” – mówi Saragossi. „George Peppards, Rod Taylors, Tony Curtis. Ale aktorzy tacy jak McQueen i Coburn byli tak samo dobrzy w postmodernistycznym trybie antybohaterskim, jak i w klasycznym, prostolinijnym, heroicznym.” „Jeśli zestawić role Coburna po Flintcie”, mówi Saragossi, „zagrał więcej antybohaterów niż ktokolwiek, kogo można sobie wyobrazić: oszust, szantażysta, naciągacz, banita, kieszonkowiec, przestępczy mastermind, terrorysta z IRA… Przeorał to koryto z rezygnacją, bardziej nawet niż Clint Eastwood.”
Oglądając ponownie kanon Coburna, łatwo zrozumieć dlaczego. Jego ekspansywny urok, przyprawiony odrobiną szyderczej pogardy, doskonale pasował do łobuzów i łajdaków, którzy rozkwitali w epoce Nixona. Wydawało się, że ten szeroki koński uśmiech jest w stanie sprostać każdemu przestępczemu niepowodzeniu. Film Sergio Leone z 1971 roku, Duck, You Sucker, to prawdopodobnie najlepszy z filmów Coburna niebędących dziełem Peckinpaha, rozległa medytacja na temat rewolucji i przyjaźni, oblana sennymi potokami Ennio Morricone. Zawiera kolejny ulubiony moment Coburna – kiedy obserwuje z ukrycia pluton egzekucyjny, deszcz spływający po jego fedorze, a echo wystrzałów odsyła go do jego własnej tragicznej przeszłości. To wysublimowane aktorstwo ekranowe – żadnych dialogów, same zbliżenia – bohater o wielkiej duszy wpuszczający nas do środka.
Lata siedemdziesiąte okazały się równie dramatyczne dla Coburna osobiście. W 1976 roku Beverly wyleciała do Grecji, gdzie Coburn kręcił film Sky Riders, by skonfrontować się z niedyskrecją małżeńską, która była zbyt blisko domu. Po 17 latach razem, napięcie zaczynało być widoczne i para rozwiodła się. Jak w przypadku większości rzeczy w Hollywood w latach siedemdziesiątych, kokaina była również czynnikiem.
© Getty
„Kiedy doszło do drugiej połowy lat siedemdziesiątych, było o wiele więcej narkotyków” – mówi szczerze James IV. „Nie sądzę, żeby mój tata chciał siedzieć i ćpać. Myślę, że moja mama tak”. Kończąc 50 lat, zamieszkał w bungalowie w Sherman Oaks z domowym barem i kilkoma stołami bilardowymi i rozpoczął swoje lata odwyku. „Nigdy nie miał problemu ze zdobywaniem lasek” – mówi James IV. „Miał dom w Valley, był gwiazdą filmową, jeździł Ferrari. To było Dobre. Steady.
Flow. 'Nigdy nie musisz się martwić o laski, dzieciaku', powiedziałby.
’Zawsze jest następna.'” „Świetnie sobie radził,” potwierdza Lisa. „Jego wybory nie zawsze były tak dobre, ale radził sobie dobrze.”
To był początek mrocznego okresu dla Coburna. W 1980 roku stracił na raka swojego wielkiego kumpla Steve’a McQueena i zauważył dziwne kłucie w nadgarstkach, które okazało się reumatoidalnym zapaleniem stawów. W ciągu roku ból był tak silny, że ledwo mógł wstać z łóżka. Jego ojciec również cierpiał na tę chorobę, ale Coburn wolał zrzucić winę na negatywne emocje, jakie wzbudził w nim rozwód. „Szalałem w środku”, powiedział, „i to zamieniło mnie w kamień”. „Pamiętam te dni, bo były w pewien sposób smutne” – mówi Messa, który był najbliższym z męskich przyjaciół Coburna. „On cierpiał i nikogo nie było w pobliżu. W tym mieście, ludzie widzą kogoś w jego formie i whoosh”. „Ludzie myśleli, że on nie żyje” – mówi James IV. Zamiast tego, Coburn znalazł pocieszenie w swoich duchowych zainteresowaniach.
Gdy gra na perkusji okazała się zbyt bolesna, Messa dostosował bambusowy flet z gumową rurką, aby mógł nadal grać. To była szczególnie okrutna ironia losu, że ten najbardziej zgrabny i ekspresyjny fizycznie aktor – magazyn Sight and Sound poświęcił cały artykuł tylko jego gestom – skończył z tak pokaleczonymi dłońmi.
W końcu złagodził chorobę eksperymentalną terapią elektromagnetyczną, ale kiedy w 1988 roku wznowił pracę w pełnym wymiarze godzin w kinie, ograniczał się głównie do filmów klasy B lub bladych komedii, grając jednonotowe czarne charaktery. Miał swoją nazwę dla takich ról: „Facet w garniturze… Facet z teczką… Facet z pieniędzmi.” Zrozumiałe, że popadł w depresję.
To, co go odmłodziło, to spotkanie Pauli Murad, żywiołowej nadawczyni z Cleveland, która była 27 lat młodsza od niego. Spojrzeli sobie w oczy podczas karnawału lambady w 1991 roku, a pobrali się dwa lata później w Wersalu. W drodze do ołtarza Coburn uwodził Paulę, zabierając ją do St Tropez, gdzie wystąpił w jednym z odcinków
Mojej Riwiery, zachwycając się sztuką nowoczesną. Reżyser serialu, Michael Feeney Callan, uznał Coburna za ekspansywnego gawędziarza, ale pod anegdotami o Stevie McQueenie i Bruce’ie Lee dostrzegł nutę kurduplowatego żalu. „Był świadomy, że trafił na koniec złotej ery. Widział swoją karierę w rozdziałach.
Rozdziały w Hollywood. I wraz z pojawieniem się kontrkultury wypadł z pociągu, jak to określił.”
Nawet jeśli się do tego nie przyznawał, Coburn tęsknił za mądrym, twórczym przewodnictwem Beverly’ego. Minęły kolejne dwa lata, zanim nadeszło wybawienie w postaci pisarza-reżysera Paula Schradera, który zaproponował mu rolę nadużywającego alkoholu patriarchy w swojej adaptacji
Zniewolenia. Była to rola, o którą Coburn zabiegał od lat, ale musiał pokonać głęboki opór przed przyjęciem roli, jak wspomina jego przyjaciółka Sandi Love. „Paul Schrader powiedział mu: 'Nie będziesz onieśmielał swoim wielkim, głębokim głosem.
Na próbach będziesz mówił falsetem'. To była wspaniała psychologia, bo zmusiła go do większej delikatności. Musiał przepracować ukryte w sobie demony związane z własnym ojcem – zmierzyć się z tym, czego się bał.”
Affliction był najmroczniejszym filmem, jaki kiedykolwiek nakręcił – schematycznie ponury dramat rodzinny o szeryfie z małego miasteczka (Nick Nolte) doprowadzonym do ojcowskiej furii przez nieustającą złośliwość ojca. Coburn grał już wcześniej czarne charaktery. W
The Last Hard Men (1975) pozwolił swojemu banitarnemu gangowi zgwałcić kobietę, ale to było jeszcze w stylu high-style – czarne skórzane rękawiczki i węzły szalika buckaroo. Tutaj był po prostu przerażający – wyzywająco natrętny pijak pozbawiony uroku i polotu. Poza tym, jak dotąd, był całkowicie bezradny, co było dla niego niespotykane na ekranie. Po raz pierwszy te krzywe ręce okazały się atutem.
Affliction został wydany w grudniu 1997 roku z pochlebnymi recenzjami, ale Coburn musiał zostać popchnięty, aby wyjść i promować swoje szanse na Oscara dla najlepszego aktora drugoplanowego. „Nie sądził, że ma na to szansę”, mówi Sandi Love. „Im bliżej było do rozdania Oscarów, tym bardziej był zdenerwowany”. Ale nie docenił tego, jak bardzo był lubiany wśród ludzi z Hollywood, a jego nazwisko zostało należycie ogłoszone. „W końcu udało mi się wybrać dobrze” – powiedział, ściskając statuetkę w sękatym uścisku. Świętował w wielkim stylu, dając się ostro pobić na afterparty. „Był jedyną gwiazdą, jaką znałam, która nie cierpiała na chorobę aktorską – to rozdmuchane poczucie uprawnień,” powiedziała jego córka Lisa. „Zawsze byłam z niego z tego powodu bardzo dumna.”
Oscary ustawiły go na satysfakcjonujący zmierzch kariery, pełen ciekawych ról, mrocznych i jasnych. Wystąpił w filmie Pixara, podkładając głos wesołemu, dudniącemu złoczyńcy w Monsters Inc, a nawet znalazł czas, by zagrać w krótkometrażowym filmie debiutującego reżysera, po prostu dlatego, że spodobał mu się temat. Zatytułowany The Good Doctor, był fikcyjną opowieścią o pionierze eutanazji, doktorze Kevorkianie. Zdjęcia odbywały się w domu reżysera Kena Orkina w Hollywood Hills, dosłownie na podwórku, ale Coburnowi nie przeszkadzał brak przepychu. „Uwielbiał cały ten proces – samo aktorstwo i przebywanie na planie” – mówi Orkin. „Moje najgłębsze wspomnienie o nim to filmowanie na tylnym pokładzie, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, a on zatrzymał się, spojrzał na wzgórza i powiedział: 'Nie ma nic lepszego niż to.'”
© Getty
Coburn zmarł w domu 18 listopada 2002 roku na atak serca, w wieku 74 lat. W ostatnich latach cierpiał na powiększone serce i zastoinową niewydolność serca, i mimo zaleceń lekarskich pozostał czymś w rodzaju nieuczciwego bon viveur – grappa, szampan, kolacje w The Palm. Ale zawsze korzystał z każdej okazji, aby kontynuować pracę. „Przez pół roku woziłem go na wózku inwalidzkim” – wspomina Messa. „Musiałam patrzeć, jak ten człowiek, którego kocham, podupada na zdrowiu. Ale nawet w najbardziej chorym stanie miał ogromną energię do działania.”
Przedostatni film Coburna, Człowiek z Elizejskich Pól (2001), był właśnie grany w kinach, kiedy ogłoszono jego śmierć, a ja wziąłem wolne popołudnie, żeby go zobaczyć. Na szczęście był to odpowiedni łabędzi śpiew – niskobudżetowy, serdeczny dramat, w którym zagrał światowego pisarza walczącego o napisanie swojej ostatniej książki, zanim śmierć się do niego zbliży.
Film jest dziwaczny – Mick Jagger pojawia się jako żigolak – ale jest to najbardziej przyjemny z hollywoodzkich pożegnań – majestatyczny stary lew prezentujący swoje umiejętności.
Mój własny ojciec cierpiał na artretyzm, więc rozumiałem, z czym Coburn musiał się zmierzyć. Tego dnia pokochałem go tym bardziej za to, że nie pozwolił, by choroba zmniejszyła jego śmiałość i zahamowała jego występy. W późniejszych latach zawsze dokładał wszelkich starań, aby w pełni wykorzystać swoje cygara i kufle szkockiej z wymaganą przez Adlera elegancją. „Stella nauczyła nas, że bez stylu, bez osobowości, jesteś tylko patykiem,” powiedział.
Człowiek z Elizejskich Pól ma kilka scen miłosnych i jest niespodziewany wdzięk w sposobie, w jaki Coburn przejeżdża swoimi zwietrzałymi palcami po gładkiej skórze swojej młodszej żony, przejmujące – i niestety trafne – pożegnanie z cennymi rzeczami. Ukochana żona Coburna, Paula, zmarła na raka zaledwie dwa lata po jego śmierci.
Jego pierwsza żona, Beverly, żyła do 2012 roku, nie tracąc nic ze swojej wyrazistej charyzmy. „Dahhhling”, zaczynała każdą rozmowę telefoniczną, leżąc na swoim 500-letnim, ręcznie rzeźbionym chińskim łóżku, otoczona tybetańskimi thangkami.
Po projekcji filmu „Człowiek z Elizejskich Pól” poszedłem kupić kartę Pat Garrett i Billy the Kid i powędrowałem Hollywood Boulevard, aby zobaczyć gwiazdę Coburna na Alei Sław. Było tam skupisko fanów, cichych, ale wdzięcznych, ale nie uciszyło to wrażenia. Potem, tak jak kiedyś Coburn wyszedł, promienny, z mgły północnego Londynu, odszedłem cicho w kalifornijskie słońce, blask zamykając za sobą.
Oryginalnie opublikowane w GQ Style Jesień/Zima 2014.
Bieżący numer GQ Style na Wiosnę/Lato 2015 jest w sprzedaży w wersji drukowanej i jako wydanie cyfrowe, które można pobrać na iPhone’a, iPada, Kindle Fire lub urządzenie z systemem Android już teraz. Wydanie drukowane, £6.50.