Articles

Prawo, które rozdarło Amerykę na dwoje

Posted on

Bolicjant John Brown – nieudany biznesmen, czasami rolnik i pełnoetatowy agent, jak wierzył, Boga bardziej skłonnego do odpłaty niż do miłosierdzia – wjechał do doliny Pottawatomie na nowym terytorium Kansas 24 maja 1856 roku, zamierzając narzucić „powstrzymujący strach” swoim zwolennikom niewolnictwa. Razem z nim było siedmiu ludzi, w tym czterech jego synów. Godzinę przed północą Brown przybył do chaty emigranta z Tennessee Jamesa Doyle’a, wziął go do niewoli pomimo błagań zrozpaczonej żony Doyle’a i zastrzelił go. Po zarżnięciu Doyle’a i dwóch jego synów mieczami, grupa ruszyła dalej, by zabić dwóch innych mężczyzn, pozostawiając jednego z nich ze zmiażdżoną czaszką, odciętą ręką i ciałem w Pottawatomie Creek.

W pewnym sensie, pięciu osadników walczących o niewolnictwo było ofiarami nie tylko krwawego zamysłu Browna, ale także prawa opisanego przez historyków Williama i Bruce’a Cattonów jako prawdopodobnie „najbardziej fatalny pojedynczy akt prawny w historii Ameryki”. Jak na ironię, Ustawa Kansas-Nebraska, uchwalona przez Kongres 150 lat temu w tym miesiącu (100 lat przed przełomową decyzją Sądu Najwyższego – Brown przeciwko Radzie Edukacji – znoszącą segregację w szkołach), miała uciszyć wściekły narodowy spór o niewolnictwo, pozwalając nowym zachodnim terytoriom zdecydować, czy chcą przyjąć tę praktykę, bez ingerencji rządu federalnego. Jednak uchylając Kompromis Missouri z 1820 roku, który zdelegalizował niewolnictwo w całym regionie Luizjany na północ od południowej granicy Missouri (z wyjątkiem samego Missouri), nowe prawo rozpaliło emocje, które miało uspokoić, i rozerwało kraj na strzępy.

W wyniku uchwalenia ustawy urazy przerodziły się w krwawą wrogość, Partia Demokratyczna legła w gruzach, powstała nowa Partia Republikańska, a prawnik z Illinois Abraham Lincoln rozpoczął drogę do prezydentury. Czy prawo sprawiło, że wojna domowa była nieunikniona? „Ująłbym to w ten sposób”, mówi historyk George B. Forgie z Uniwersytetu w Teksasie. „Jakiekolwiek były szanse na uniknięcie zjednoczenia przed Kansas-Nebraska, dramatycznie spadły w jej wyniku.”

Autorem ustawy – oficjalnie nazwanej „Ustawą o organizacji terytoriów Nebraska i Kansas” – był senator Stephen A. Douglas z Illinois, przyćmiony w historii przez swego rywala Lincolna, ale przez większość życia postać o znacznie większym znaczeniu dla kraju. Niskonogi, z baryłkowatą klatką piersiową, z głową nieproporcjonalnie dużą w stosunku do ciała, mierzący 4 metry Demokrata, znany wielbicielom jako Mały Olbrzym, był utalentowanym, dynamicznym, szorstkim w obyciu człowiekiem, który wydawał się być przeznaczony na prezydenta. Wściekły w debatach (pisarka Harriet Beecher Stowe porównała jego sądowy styl do „bomby … wybuchającej i wysyłającej rozgrzane do czerwoności gwoździe we wszystkich kierunkach”), po raz pierwszy wystartował do Kongresu w wieku 25 lat przeciwko partnerowi prawnemu Lincolna, Johnowi T. Stuartowi. (Douglas przegrał 36 głosami.) Biograf Douglasa, Robert W. Johannsen, donosi, że Stuart tak się kiedyś rozzłościł na język Douglasa, że „wsadził go pod pachę i nosił wokół domu targowego w Springfield”. Douglas, w rewanżu, tak ugryzł Stuarta w kciuk, że Stuart nosił bliznę przez wiele lat.”

Douglas był równie bojowy w Kongresie. Gorący zwolennik wojny meksykańskiej z lat 1846-48, oczekiwał, jeśli nie imperium amerykańskiego, to przynajmniej republiki obejmującej cały kontynent. Ale jego ambicje nie mogły być zrealizowane przez naród, który toczył wojnę z samym sobą. Problemem, jak zawsze, było niewolnictwo. W miarę jak granice państwa przesuwały się na zachód, zagrażając kruchej równowadze sił między stanami posiadającymi niewolników a stanami wolnymi, Kongres dobijał targu, by utrzymać Unię nienaruszoną, nie konfrontując się bezpośrednio z kwestią niewolnictwa. Jedno porozumienie następowało po drugim, ale czas nie sprzyjał unikaniu. Historyk Paul Finkelman z Uniwersytetu w Tulsie zauważa: „Jak powiedział Lincoln w swoim drugim przemówieniu inauguracyjnym, 'wszyscy wiedzieli, że ten interes' – niewolnictwo – 'był w jakiś sposób przyczyną wojny'. Ten 'interes' nie miał szans odejść w spokoju. Prędzej czy później Amerykanie musieli się z nim pogodzić.”

Delikatnie przeciwny niewolnictwu Douglas uważał tę kwestię raczej za niebezpieczną przeszkodę niż fundamentalną przeszkodę w przetrwaniu Republiki. Przeznaczeniem białej Ameryki było, jego zdaniem, rozszerzenie jej domeny od Atlantyku po Pacyfik, a nie zadręczanie się wątpliwymi prawami tych, których uważał za swoich rasowych podwładnych. Mając tę perspektywę na uwadze, pomógł w przygotowaniu historycznego Kompromisu z 1850 roku, który przyjął Kalifornię do Unii jako wolny stan, nie nakładając jednocześnie żadnych ograniczeń na niewolnictwo na nowych terytoriach Utah i Nowego Meksyku. Wyborcy mieli sami zadecydować, czy zezwolić na niewolnictwo, czy też nie, a zasada ta miała być znana jako suwerenność ludowa (popular sovereignty). Ale cztery lata później Douglas miał inny plan działania. Na początku 1854 roku, mając nadzieję na otwarcie drogi dla kolei łączącej Kalifornię z Illinois i Wschodem, chciał, aby Kongres zatwierdził utworzenie Terytorium Nebraski na rozległych pustkowiach na zachód od Missouri i Iowa. Douglas już wcześniej zabiegał o taką zgodę, ale zabrakło mu głosów Południa, aby ją uzyskać. Tym razem stawką był Kompromis Missouri, który przez ponad 30 lat stanowił podstawę polityki federalnej w kwestii rozszerzania niewolnictwa. Jeśli Nebraska zostałaby zorganizowana z zachowaniem kompromisu, byłaby wolna od niewolników, a Missouri, państwo niewolnicze, graniczyłoby z trzech stron z wolnymi stanami i terytoriami. Wpływowy senator Missouri, David Atchison, miał z tym problem; chciał, aby Nebraska była otwarta na niewolnictwo i przysiągł, że jeśli nie będzie, to „zatonie w piekle”.

W ten sposób rozpoczęły się delikatne negocjacje, w których Douglas, który kiedyś opisał Kompromis Missouri jako „świętą rzecz, której żadna bezwzględna ręka nigdy nie byłaby na tyle lekkomyślna, by ją naruszyć”, szukał politycznego sposobu na jej naruszenie – czegoś krótszego niż całkowite uchylenie. Ale jego niedoszli południowi sojusznicy, obawiając się, że jakiekolwiek niejasności co do przetrwania kompromisu zniechęcą posiadaczy niewolników do przeniesienia się do Nebraski, chcieli jego jednoznacznego odrzucenia. Douglas był niechętny, ale w końcu się zgodził. „Na Boga, proszę pana”, powiedział do senatora z Kentucky Archibalda Dixona, „ma pan rację. Włączę to do mojej ustawy, choć wiem, że wywoła to piekielną burzę.”

Miał rację. Nawet gdy jego projekt ustawy przeszedł przez Senat (zakładał on teraz podział Nebraski na dwa terytoria, z których jedno było Kansas) i niespokojną Izbę Reprezentantów, z ambony, prasy i kongresowej awangardy oburzonych Wolnych Soilerów, jak nazywano tych, którzy sprzeciwiali się rozszerzeniu niewolnictwa, spadł na niego deszcz oszczerstw. W pewnym momencie do Senatu wpłynęła petycja długa na 250 stóp, podpisana przez ponad 3000 duchownych z Nowej Anglii, wzywających do odrzucenia ustawy „w imię Boga Wszechmogącego”. Douglas nie znosił abolicjonistów i na próżno starał się uznać protesty za dzieło ekstremistów.

W rzeczywistości na Północy narastała antypatia wobec niewolnictwa. Co więcej, zauważa Forgie, „zerwanie stałego układu w naturalny sposób antagonizowało ludzi pokrzywdzonych przez ten układ i podsycało istniejące obawy, że klasa posiadaczy niewolników była skłonna rozszerzyć swoją władzę na cały kraj, w celu ostatecznego zniszczenia instytucji republikańskich. Ponadto ustawa zdawała się zapowiadać przemieszczanie się czarnych na tereny, które według białych z Północy miały być dla nich zarezerwowane.”

Chociaż Douglas zauważył później, że mógł przebyć drogę z Bostonu do Chicago „przy świetle mojego własnego pomnika”, nie zamierzał dać się zastraszyć. Był w końcu człowiekiem praktycznym i postrzegał Kansas-Nebraska jako praktyczny projekt ustawy. Przekazując władzę nad niewolnictwem z Kongresu do samych terytoriów, wierzył, że usuwa zagrożenie dla Unii. Nie uważał też za prawdopodobne, że niewolnictwo rozprzestrzeni się z 15 stanów, w których istniało, na tereny otwarte dla osadnictwa. Ale jeśli chodzi o ocenę nastrojów społecznych w tej kwestii, senator był, na nieszczęście, głuchy na słowa.

„Był człowiekiem Północy, który miał południowe poglądy na rasę”, wyjaśnia Finkelman. „Powiedział, że nie obchodzi go, czy niewolnictwo zostanie przegłosowane w górę, czy w dół, ale większość mieszkańców Północy się tym przejmowała. Być może był jedyną osobą w Ameryce, której to nie obchodziło. Wielu ludzi z Północy, a Lincoln jest tego świetnym przykładem, uważało, że Kompromis Missouri był tylko o oczko niżej od Konstytucji jako fundamentalnej części amerykańskich ram politycznych. Widzieli, że stawia on niewolnictwo na drodze do wyginięcia, a to było dla nich świętym celem. Kansas-Nebraska to zdradziła”. I tak oto linie walki zostały wyznaczone.

Douglas wydawał się początkowo niezrażony, pewny, że może cofnąć szkody. Wkrótce przekonał się, że jest inaczej. Przemawiając w Chicago w imieniu swojej partii, by rozpocząć kampanię wyborczą do Kongresu w Illinois w 1854 roku – choć sam nie brał udziału w wyborach – Douglas został przerwany przez „wrzawę okrzyków, jęków i syków”, relacjonuje Johannsen. Rzucano „pociskami” i „ku uciesze tłumu Douglas stracił panowanie nad sobą, nazywając zgromadzenie motłochem i odpowiadając na ich zaczepki potrząsaniem pięścią, co tylko wzmogło wrzawę. . . . „Douglas znosił te zaczepki przez ponad dwie godziny, po czym z gniewem zszedł z podium. „Teraz jest niedziela rano” – miał krzyknąć do swoich oprawców (choć niektórzy historycy wątpią, że tak było). „Pójdę do kościoła, a wy możecie iść do piekła!”

Wybory, które nastąpiły później, potwierdziły niszczycielski wpływ ustawy Douglasa na jego Partię Demokratyczną. Przeciwnicy Aktu Kansas-Nebraska przejęli obie izby legislatury stanu Illinois, która w tym czasie wciąż wybierała senatorów USA, a wolnopaństwowi Demokraci stracili 66 z 91 miejsc w Izbie Reprezentantów. Nagle Demokraci stali się partią Południa, która po 1856 roku będzie w stanie wybrać tylko jednego prezydenta do końca stulecia.

W międzyczasie Abraham Lincoln, były jednokrotny kongresman, prawie pięć lat po zakończeniu kadencji, włączył się do walki. Wspierając Richarda Yatesa, kandydata do Kongresu w wyborach w 1854 roku, Lincoln rzucił się na Kansas-Nebraskę, nazywając ją „ukrytym prawdziwym zapałem do rozprzestrzeniania niewolnictwa”. W ten sposób rzucił bezpośrednie wyzwanie Douglasowi, tworząc scenę dla kluczowych debat między nimi cztery lata później, które uczyniły Lincolna postacią narodową. „Traciłem zainteresowanie polityką”, napisał w liście w 1859 roku, „kiedy uchylenie Kompromisu Missouri ponownie mnie pobudziło”. Lincoln był w stanie podnieść debatę o niewolnictwie do poziomu, na którym Douglas z perspektywy czasu wydaje się być głęboko pokrzywdzony (tak jak nie był wtedy) przez swoją oczywistą pogardę dla czarnych, niewolników czy wolnych. „Bardziej zależy mi na wielkiej zasadzie samorządności”, oświadczył pewnego dnia Douglas, „… niż na wszystkich Murzynach w Chrześcijaństwie”. Według jego biografa Williama Lee Millera, Lincoln cytował Douglasa, który powiedział, że we wszystkich sporach pomiędzy Murzynem a krokodylem, Douglas był za Murzynem, ale we wszystkich kwestiach pomiędzy Murzynem a białym człowiekiem, był za białym człowiekiem.

Podczas gdy Douglas postrzegał suwerenność ludową jako podstawową wartość demokratyczną, Lincoln widział jej zastosowanie do niewolnictwa jako bezduszne oświadczenie moralnej obojętności. I zrównał unieważnienie Kompromisu Missouri z odrzuceniem samej Deklaracji Niepodległości. „Prawie osiemdziesiąt lat temu”, zauważył, „zaczęliśmy od deklaracji, że wszyscy ludzie są stworzeni równymi; ale teraz … uciekliśmy do innej deklaracji, że dla niektórych ludzi zniewalanie innych jest 'świętym prawem samorządu'.”

Choć uczucia Lincolna wobec tego, co nazwał „potworną niesprawiedliwością niewolnictwa” były szczere, nie był on abolicjonistą i czuł się zobowiązany do zaakceptowania niewolnictwa tam, gdzie ono istniało. Był on, podobnie jak Douglas, człowiekiem praktycznym, dla którego Unia zawsze była na pierwszym miejscu. Popierał ducha kompromisu, od którego ona zależała, a który według niego został obalony przez Kansas-Nebraskę. „A co będziemy mieli w zamian?” – pytał. „Południe zarumienione triumfem i kuszone do ekscesów; Północ, zdradzona, jak wierzą, rozpamiętująca zło i pałająca żądzą zemsty. Jedna strona będzie prowokować, druga będzie się obrażać. Jedna będzie kpić, druga się przeciwstawiać; jedna dokona agresji, druga odwetu.”

To właśnie się stało. „Każde wiarygodne wyjaśnienie niepowodzenia w znalezieniu kolejnego kompromisu między sekcjami w latach 1860-61 musiałoby zawierać fakt, że Kansas-Nebraska zadała śmiertelny cios”, mówi Forgie. „Dlaczego ktokolwiek miałby ponownie podpisywać się pod kompromisem?”. A raz obudzona nadzieja Południa, że Kansas może stać się 16. stanem niewolniczym, nabrała własnego, nieustępliwego życia. Kiedy Północ okazała się równie zdeterminowana, by utrzymać Kansas wolnym, terytorium to zamieniło się w pole bitwy.

Wydarzenia szybko przybrały złowieszczy obrót. Kiedy abolicjoniści z Nowej Anglii utworzyli Kompanię Pomocy Emigrantom, aby zasiać Kansas antyniewolniczymi osadnikami, zwolennicy niewolnictwa w Missouri wyczuli inwazję. „Grozi nam”, skarżył się znajomy w liście do senatora Atchisona, „że staniemy się mimowolnym siedliskiem brudów, szumowin i odpadków ze Wschodu, … aby głosić abolicję i kopać podziemne linie kolejowe.”

W rzeczywistości większość emigrantów nie udawała się do Kansas, aby głosić cokolwiek, a tym bardziej kopać. Byli oni tak samo skłonni do bycia anty-czarnymi, jak i anty-niewolnikami, pojechali dla ziemi, a nie dla sprawy. Podobnie, większość osadników popierających niewolnictwo nie miała ani niewolników, ani perspektyw na ich posiadanie. Jednak te rozróżnienia nie miały większego znaczenia. Kansas stało się częścią większego amerykańskiego dramatu, a kilka tysięcy osadników, którzy zamieszkali na tym terytorium, stało się surogatami, niechętnie lub nie, nieuchronnych problemów, które zagrażały Unii. „Kansas”, mówi Forgie, „podobnie jak Korea czy Berlin w czasie zimnej wojny, łatwo przybrało formę areny, na której toczyła się bitwa o znacznie większą stawkę. Które instytucje tej części świata ukształtują przyszłość kontynentu?”

To, co wydarzyło się w Kansas, nazwano wojną bushwhackerów, a zaczęło się od wyborów bushwhackerów. Broniąc się przed tym, co postrzegali jako jankeskich fanatyków i kradnących niewolników, tysiące mieszkańców Missouri, na czele z samym senatorem Atchisonem, przekroczyło granicę z Kansas w marcu 1855 roku, aby nielegalnie wybrać pro-niewolniczą legislaturę terytorialną. „W pewnym momencie Atchison wykrzyknął: „Z PlatteCounty jedenaścieset osób idzie głosować, a jeśli to nie wystarczy, możemy wysłać pięć tysięcy – tyle, by zabić każdego przeklętego przez Boga abolicjonistę na tym terytorium!”. Kiedy nowa legislatura natychmiast wyrzuciła swoich nielicznych antyniewolniczych członków, pozbawieni praw obywatelskich Wolni Soilerzy utworzyli swój własny rząd cieni.

Terytorium wkrótce zalały tajne stowarzyszenia i nieformalne milicje, utworzone rzekomo w celu samoobrony, ale zdolne do śmiertelnego zła po obu stronach. Kansas było beczką prochu, która czekała na zapałkę i znalazła ją w strzelaninie do szeryfa hrabstwa Douglas, Samuela Jonesa, niepokornego zwolennika niewolnictwa, dokonanej przez nieznanego napastnika, gdy siedział w swoim namiocie na obrzeżach twierdzy wolnomularzy w Lawrence. Wkrótce potem wielka ława przysięgłych hrabstwa Douglas, poinstruowana przez sędziego rozgniewanego tym, co uważał za zdradziecki opór Wolnych Glebowców wobec rządu terytorialnego, wniosła oskarżenie o podburzanie przeciwko „gubernatorowi” Wolnych Gleb, Charlesowi Robinsonowi, dwóm gazetom z Lawrence i miejskiemu hotelowi Wolnego Stanu, który rzekomo miał służyć jako forteca. Wkrótce do Lawrence przybył oddział wojska, na którego czele stanął szeryf federalny, który dokonał kilku aresztowań, zanim odwołał oddział. Wtedy to szeryf Jones, otrząsnąwszy się z rany (ale nie, jak twierdzi historyk Allan Nevins, z bycia „mściwym, bezmyślnym głupcem”), przejął dowództwo nad oddziałem, który splądrował miasto, zniszczył prasę gazet, podpalił dom Robinsona i spalił hotel po tym, jak nie udało mu się go zniszczyć ogniem armatnim.

To był zły dzień dla Lawrence’a, ale lepszy dla narodowej prasy antyniewolniczej, która sprawiła, że splądrowanie Lawrence’a, jak go nazywano, brzmiało jak redukcja Kartaginy. „Lawrence w ruinie”, ogłosił Horace Greeley w New YorkTribune. „Kilka osób zarżniętych – wolność krwawo ujarzmiona”. (W rzeczywistości, jedyną ofiarą śmiertelną w Lawrence był niewolnik-statysta uderzony przez spadający mur.)

Jakkolwiek przesadzony mógł być ten „worek”, w ówczesnym klimacie musiał mieć konsekwencje. John Brown szybko wprawił je w ruch. Był już w drodze, by pomóc w obronie Lawrence’a z grupą zwaną Pottawatomie Rifles, kiedy dowiedział się, że jest za późno i zwrócił uwagę na nieszczęsnych Doyle’ów i ich sąsiadów. (Trzy lata później, 16 października 1859 roku, Brown i jego zwolennicy przeprowadzą krwawy atak na federalną zbrojownię w Harpers Ferry, w stanie Wirginia. Dopadnięty przez amerykańską piechotę morską pod dowództwem pułkownika Roberta E. Lee, ranny Brown został wzięty do niewoli, skazany i powieszony.)

Reakcja w Kansas na morderczy szał Brown’a w Pottawatomie była szybka. Niewolniczy osadnicy byli wściekli, przestraszeni i gotowi do zemsty, a wielu wolnomularzy było przerażonych – i dobrze, że tak się stało, gdyż po incydencie nastąpił wybuch strzelanin, podpaleń i ogólnego chaosu. Jednak szersza publiczność wschodnia prawie nie wiedziała, co się stało. Morderstwa w Pottawatomie, podobnie jak atak na Lawrence’a, zmieniały się w trakcie opowiadania. Albo w ogóle nie miały miejsca, albo zostały popełnione przez Indian, albo wydarzyły się w ogniu walki. W wielkiej wojnie propagandowej toczonej przez północną prasę, Kansasowie z niewolniczego stanu byli niezmiennie obsadzani w roli czarnych charakterów, i była to rola, od której nie mieli uciec.

Czasami wydawało się, że nie próbują, jak wtedy, gdy skażona proslavery’ska legislatura uczyniła nawet kwestionowanie prawa do posiadania niewolników w Kansas przestępstwem, a pomaganie zbiegłym niewolnikom – przestępstwem zagrożonym karą śmierci. Żadne z tych praw nie było egzekwowane, ale chyba nie o to chodziło. Nie mogąc sprostać napływowi wolnych emigrantów z Doliny Ohio i innych miejsc, zwolennicy niewolnictwa wydawali się bardziej niż kiedykolwiek zdeterminowani, by uczynić to terytorium niegościnnym dla przeciwników niewolnictwa.

I nie brakowało im sojuszników. „Przyjęcie Kansas do Unii jako stanu niewolniczego jest teraz punktem honoru Południa” – pisał w marcu 1856 roku kongresmen z Karoliny Południowej Preston Brooks. „Jestem głęboko przekonany, że los Południa rozstrzygnie się wraz z kwestią Kansas”. Tak naładowane narodowymi konsekwencjami rozstrzygnięcie kwestii Kansas trudno byłoby pozostawić samym Kansas. W tych okolicznościach nie dziwi fakt, że prezydenci Franklin Pierce i James Buchanan, ludzie Północy o wyraźnych południowych sympatiach, poparli legalność nielegalnej legislatury, mimo sprzeciwu kolejnych gubernatorów terytorialnych.

Wśród nich był Robert J. Walker, były sekretarz skarbu i sojusznik Douglasa. Spotykając się z prezydentem Buchananem przed opuszczeniem Waszyngtonu wiosną 1857 roku, wyraził swoje zrozumienie, z którym Buchanan się zgodził, że Kansas zostanie dopuszczone do stanu tylko wtedy, gdy mieszkańcy będą mogli swobodnie i uczciwie głosować nad konstytucją stanową.

Brzmiało to dość prosto. Ale trudności z jego realizacją stały się jasne, gdy na bankiecie powitalnym w Kansas, drobny Walker został skarcony przez jednego ze swoich zwolenników niewolnictwa: „I przyjeżdżasz tu, żeby nami rządzić? Ty, nędzna świnio, jak ty? . . Walker, my już kiedyś pozbawialiśmy gubernatorów władzy; i na Boga, powiadam panu, możemy pozbawić ich władzy ponownie!”. Z pewnością byli gotowi spróbować. Po tym, jak Free-Soilers odmówili wzięcia udziału w wyborach delegatów na konwencję konstytucyjną, które – jak sądzili, nie bez powodu – zostały sfałszowane, konwencja zwolenników niewolnictwa, obradująca w mieście Lecompton, podjęła kluczową decyzję.

Zamiast głosować w górę lub w dół nad proponowaną konstytucją, Kansańczycy mieli mieć wybór między konstytucją z niewolnictwem a konstytucją bez niewolnictwa. Ale konstytucja bez niewolnictwa zawierała klauzulę pozwalającą posiadaczom niewolników, którzy już przebywali na tym terytorium, zatrzymać nie tylko swoich niewolników, ale także ich potomstwo. Wolnomularze, rzecz jasna, postrzegali swój wybór nie jako wybór między niewolnictwem a jego brakiem, ale między odrobiną niewolnictwa a jego dużą ilością – lub, jak ujął to jeden z Kansańczyków, między zażywaniem arszeniku z chlebem i masłem a zażywaniem go wprost. Kiedy opcje zostały poddane pod głosowanie, Wolni Strzelcy po raz kolejny odmówili wzięcia w nim udziału.

Do tego czasu bitwa rozgorzała w Waszyngtonie. Przy sprzeciwie gubernatora Walkera, Buchanan postanowił zaakceptować werdykt konwencji z Lecompton i nieuchronne zatwierdzenie konstytucji państwa niewolniczego. Decyzja prezydenta doprowadziła go do wściekłej konfrontacji z Douglasem, który uznał ją za zdradę suwerenności ludowej, na której senator oparł swoją karierę.

Teraz, jak zawsze, Douglas widział siebie jako obrońcę zdrowego środka, gdzie Unia może zostać uratowana przed ekstremistami. Ale kiedy Izba Reprezentantów, za namową Douglasa, odmówiła przyjęcia konstytucji państwa niewolniczego przedłożonej przez Kansas, południowcy, którzy popierali koncepcję suwerenności ludowej Douglasa, kiedy odpowiadała ich celom, teraz porzucili ją i Douglasa. A Buchanan, który odważnie ogłosił, że Kansas jest „stanem niewolniczym w takim samym stopniu jak Georgia czy Karolina Południowa”, stał się nieprzejednanym wrogiem Douglasa. Południe wybrało Buchanana, a ten rozpaczliwie bał się secesji; nie mógł się zmusić do wycofania się z Lecompton.

Ale Douglas też nie mógł. Cokolwiek kompromis mógłby mu dać na Południu, straciłby na Północy i Zachodzie, gdzie Demokraci byli już w rozsypce. I choć Douglas zyskał reputację zręcznego polityka, był również, w głębi duszy, patriotą. Wierzył, że narodowa Partia Demokratyczna jest potrzebna, aby utrzymać Unię w całości, i wierzył, że on jest potrzebny, aby jej przewodzić. Douglas nigdy nie był człowiekiem o umiarkowanych nawykach, a jego zdrowie w ostatnich latach było podejrzane. Kiedy jednak w 1860 roku otrzymał nominację na prezydenta i zastał partię nieodwracalnie zniszczoną – Demokraci z Południa natychmiast wybrali własnego kandydata, Johna C. Breckinridge’a, który miał mu się przeciwstawić – skierował swoją resztkę energii na kampanię, która była w równym stopniu dla Unii, jak i dla niego samego. W międzyczasie Abraham Lincoln został nominowany na kandydata na prezydenta z ramienia nowej Partii Republikańskiej, utworzonej w 1854 roku w celu przeciwstawienia się rozprzestrzenianiu niewolnictwa.

W październiku, akceptując nieuchronność wyboru Lincolna i wiedząc, że secesja nie była tylko czczą pogróżką, Douglas odważnie zdecydował się na ostatnie tournee po Południu, mając nadzieję, że uda mu się zmobilizować nastroje, aby utrzymać naród w całości. Ale chociaż jego przyjęcie było ogólnie rzecz biorąc miłe, czas na przekonywanie minął. Jakby symbol niepowodzenia jego misji, pokład łodzi rzecznej w Alabamie, którą podróżował wraz z żoną, przewrócił się, raniąc ich oboje i zmuszając Douglasa do kontynuowania podróży przy pomocy kuli. Otrzymał wiadomość o swojej porażce w Mobile, zdał sobie sprawę, że wróży to kraj podzielony i prawdopodobnie wojnę, i udał się do swojego hotelu „bardziej beznadziejny”, jak donosił jego sekretarz, „niż kiedykolwiek wcześniej go widziałem”. W czerwcu następnego roku, wyczerpany na ciele i duchu, Douglas zmarł w wieku 48 lat, zaledwie siedem tygodni po upadku Fortu Sumter w salwie otwierającej wojnę secesyjną.

.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *