Articles

The 50 Greatest Live Albums Ever

Posted on

Najlepszy tytuł dla albumu live? To proste. Ted Nugent’s Intensities In 10 Cities. Najlepsze albumy na żywo wszech czasów? To już trudniejsze pytanie.

Na przestrzeni lat powstało tak wiele wspaniałych albumów koncertowych – szczególnie w latach 70-tych i 80-tych. W świecie hard rocka i heavy metalu albumy na żywo stały się formą sztuki samą w sobie.

Dla niektórych zespołów, takich jak Kiss i Cheap Trick, to właśnie albumy na żywo zapewniły im wielki przełom. Dla jednego artysty, Petera Framptona, album na żywo był jego największym sukcesem i zdefiniował całą jego karierę.

W przypadku największych albumów na żywo, wszystko zależy od czasu. Reprezentują one definiujący moment w karierze zespołu: dla wielu, dojrzewanie jako prawdziwie wielki zespół. I to jest tak samo ważna część magii, jak muzyka, występy i atmosfera wytworzona między zespołem a publicznością w gorącym momencie.

I tak oto są: 50 najlepszych albumów koncertowych wszechczasów. Jak głosowaliście.

Ramones – It’s Alive

Najlepszy album punkowy na żywo? Nie przychodzi nam do głowy wiele rzeczy, które mogłyby go przebić. Z ledwo wyczuwalnym oddechem pomiędzy utworami, to dźwięk londyńskiego Rainbow Theatre – tak często miejsca kameralnych jamów wszystkich gwiazd – jest zmiażdżony do poddania się przez najszybszą setlistę świata. To 28 piosenek w godzinę, ludzie.

Naprawdę nie ma nic lepszego niż Blitzkrieg Bop. Do diabła, okrzyk basisty Dee Dee Ramone’a „1-2-3-4” jest hymnem samym w sobie, ale przyśpiewka „Hey Ho! Let’s Go!” (najwyraźniej zainspirowane przez Bay City Rollers) jest, jak wszystkie klasyczne Ramones, dziełem prostego geniuszu.

Trzy dekady później, a pot wciąż nie pachnie stęchlizną.

Various: Woodstock: Music From the Original Soundtrack and More

W 2019 roku 50. rocznica oryginalnego festiwalu Woodstock została uczczona wydaniem rozszerzonej, 38-płytowej, 432-ścieżkowej wersji box setu oryginalnej ścieżki dźwiękowej, zawierającej 267 wcześniej niepublikowanych utworów.

Być może to przesada, ale sam fakt, że w ogóle zostało to wydane, świadczy o długotrwałym znaczeniu kulturowym pierwotnego wydania. Jeśli albumy koncertowe mają za zadanie uchwycić moment w czasie, to Woodstock: Music From the Original Soundtrack and More udało się to znakomicie, począwszy od scenicznych zapowiedzi „brązowego kwasu”, a skończywszy na naładowanej wersji Star Spangled Banner Jimiego Hendrixa.

Reszta obsady jest podobnie gwiazdorska: The Who, Joe Cocker, Crosby, Stills, Nash & Young, Santana, Jefferson Airplane, Canned Heat, Sly & The Family Stone i więcej, a także występ z Ten Years After, który przyjdzie zdefiniować całą ich karierę. A ta para na okładce? Oni wciąż są razem.

Grand Funk Railroad – Live Album

Tak jak zespół, który go stworzył nadał nowe znaczenie określeniu 'power-trio', tak Live Album ustanowił szablon dla wszystkiego, co teraz znamy jako stoner rock. Sprzedawany jako 'bezpośrednie nagranie' – czyli bez overdubów, bez remiksów, bez niczego poza płytami metalu – chodziło o to, aby wszystko było prawdziwe (szkoda, że nikt nie pomyślał, aby powiedzieć o tym projektantowi okładki, który użył zdjęcia zespołu zrobionego na międzynarodowym festiwalu popowym w Atlancie, mimo że żadna muzyka nie została tam nagrana).

Nawet najbardziej zagorzali fani Grand Funk Railroad z lat 70-tych zgodziliby się, że naprawdę nie trzeba było posiadać więcej niż jeden z ich dwucalowych albumów studyjnych, a już na pewno nie kopało się Funka leżąc na podłodze i słuchając tych płyt ze słuchawkami stereo na uszach. Kopało się ich tam, gdzie żyli, w trasie. Stąd ogromne poczucie sprawiedliwości, które towarzyszyło wydaniu tego, czwartego już, albumu.

Krytycy odrzucili ich jako kościstych, proto-metalowych kupców, ale wokalista-gitarzysta Mark Farner – zadziorny, częściowo czekistowski frontman, który nie wciskał kitu i nie dawał ćwierćdolarówek – Grand Funk Railroad stał się ucieleśnieniem tego, co znaczyło być w pełni amerykańskim rockmanem, a sukces Live Album obalił tezę, że to, co mówili krytycy, miało jakiekolwiek znaczenie.

Hawkwind – Space Ritual

Szczyt kreatywności Hawkwind. Ściśle współpracowali z autorem fantasy Michaelem Moorcockiem nad tym albumem, który jest oparty na jego koncepcji Eternal Champion, a jego pomysłowość sprawia, że jest to klasyk.

Każda piosenka jest zarówno samodzielna, jak i stanowi część całości, co sprawia, że jest to space-rockowa opera. Zespół nawet złożył czapkę XIX-wiecznym poetom Percy’emu Shelley’owi i Henry’emu Wadsworthowi Longfellow’owi w otwierającym album utworze Assault & Battery (Part 1), podczas gdy sam Moorcock napisał trzy wiersze, opowiadając dwa z nich. Oprawa graficzna albumu dodała do tej fuzji blasku.

„Zespoły zazwyczaj oczyszczały dźwięk, aby upodobnić go do albumu studyjnego, jak to tylko możliwe”, powiedział nam autor Ian Rankin. „Space Ritual był inny. To było grungowe brzmienie na żywo, z mnóstwem okazji, by coś poszło nie tak. To był pierwszy, który sprawił, że poczułem się, jakbym tam był, propulsywny, hipnotyczny show z tymi wszystkimi cudownymi bleepami, blipsami i dronowymi gitarami, które były niemal transcendentalne.”

Aerosmith – Live! Bootleg

4 lipca, w amerykański Dzień Niepodległości, Aerosmith wystąpili na Texxas World Music Festival w Dallas Cottonbowl o pojemności 100,000 miejsc, z Tedem Nugentem i Heart jako supportami, a także Journey i Eddie Money.

Grali również kilka klubowych występów, jako Dr. J. Jones And The Interns, które zostały nagrane przez Jacka Douglasa na album live, który został wydany 27 października. Nazwali go Live! Bootleg, a tytuł sugerował, że jest to, z założenia, antyteza słodko brzmiącego mega-hitu Frampton Comes Alive!

„Uwielbiam tę płytę”, mówi nam Slash. „Dla mnie to kwintesencja rock’n’rollowego albumu na żywo wszech czasów. To jest niesamowite. Sposób, w jaki Live! Bootleg zaczyna się od Back In The Saddle, to całe intro z szalejącym tłumem i odpalającymi się fleszami, ten cały build-up, sprawił, że było to dla mnie tak ekscytujące.”

„Wspaniałą rzeczą w płytach live w tamtym czasie było to, że jeśli nie miałeś żadnych innych płyt zespołu, mogłeś dostać dobry przekrój ich materiału na jednym albumie”, mówi nadawca Eddie Trunk. „Pamiętam, że dostałem Live! Bootleg, plakat na mojej ścianie i do dziś uważam, że jest to niewiarygodnie niedoceniona płyta koncertowa. I to jest rzeczywiście prawdziwa płyta koncertowa. To po prostu pachnie latami 70-tymi – naprawdę przenosi cię w przestrzeń, w której nagrywane były te piosenki.”

Alice In Chains – Unplugged

Alice In Chains Unplugged to przedostatni występ wokalisty Layne’a Staleya, który walczył z wyniszczającym uzależnieniem od heroiny, które przejmująco opisywał w agonalnych tekstach zespołu.

Ten występ to mrożący krew w żyłach portret tragicznego upadku jednego z najbardziej charyzmatycznych i enigmatycznych frontmanów rocka, od uwielbiającej glam rock gwiazdy metalu do wyczerpanego ćpuna.

Ale zestrojony sludgy heavy metal AIC w jakiś sposób nadaje się do akustycznego formatu. Każda piosenka przekształca się z potężnego, gniewnego katharsis w nawiedzający lament. I te małe, ale przejmujące zmiany dodają tragicznej i chwytającej za serce głębi całemu albumowi.

Jethro Tull – Bursting Out

W kwietniu ’78, zaraz po wydaniu Heavy Horses, Jethro Tull odbył trasę koncertową po Wielkiej Brytanii i Europie. Bursting Out, wydany w październiku, był podwójnym albumem koncertowym, który pokazał zespół w świetnej formie, z tracklistą obejmującą całą gamę utworów Tull – od folkowej kapryśności do rockowego crunchu – i stanowił przyzwoity przegląd kariery zespołu.

„Nie popełnijcie błędu: jeśli chodzi o czysty profesjonalizm, Jethro Tull nie mają sobie równych” – napisał niesławny Lester Bangs, być może ostatni dziennikarz, po którym można by się spodziewać, że ulegnie urokowi folk-rockowej grupy z Lancastrii pod wodzą dziarskiego flecisty.

„Wyróżniają się tym, że nigdy nie zawodzą w dostarczaniu pełnowymiarowego show”, kontynuował, „pełnego wszystkiego, o czym wiedzą, że każdy dzieciak z chęcią zapłaciłby swoje pieniądze, żeby to zobaczyć: muzyka, głośność, kostiumy, teatr, krzykliwe solówki, długie sety, dwa bisy. Jethro Tull są zgrabni i zdyscyplinowani; ciężko pracują i dają z siebie wszystko.”

Scorpions – World Wide Live

Podczas gdy „Tokyo Tapes” z 1978 roku może być ulubionym wydawnictwem hardkorowych fanów, „World Wide Live” z 1985 roku uchwyciło Scorpions w ich komercyjnym szczycie, z okazjonalnymi, kwiecistymi wycieczkami ery Uli Jona Rotha odesłanymi do wielkiego rockowego śmietnika. Zamiast tego, występy były bezlitośnie napięte i bezlitośnie dostarczone.

„Każdy występ tutaj jest zabójczy”, powiedział nam gitarzysta Rudolf Schenker. „Został nagrany w tak wielu miastach na całym świecie, a nasz producent Dieter Dierks pojechał z nami w trasę i spędził wieki przeglądając każde nagranie, aby znaleźć najlepszą wersję każdej piosenki.

„To była długa praca, ale warto było. To reprezentowało jak ekscytujące było dla nas wszystko w tamtym czasie, ponieważ byliśmy headlinerami ogromnych sal.”

Humble Pie – Performance Rockin' The Fillmore

Byli wystarczająco imponujący w studiu, ale gra na żywo była tym, gdzie Humble Pie naprawdę się wyróżniali. Ten rozległy podwójny album, nagrany w Nowym Jorku w maju 1971 roku, jest wspaniałym popisem ostrego wokalu Marriotta i jego ostrego współdziałania z gitarzystą Peterem Framptonem.

Oprócz szalejącej potęgi Stone Cold Fever, utwory są pełnymi ducha coverami, od powolnego jamu I’m Ready do rozszerzonych wersji Rolling Stone i klasyka R&B I Don’t Need No Doctor. Prawdopodobnie najlepszym z całej grupy jest tytaniczna rekonfiguracja I Walk On Gilded Splinters Dr. Johna, rozciągnięta dramatycznie na całkowicie zniewalające 24 minuty.

Jimi Hendrix – Band of Gypsys

Jak na płytę dostarczoną jako kontraktowe wyjście, Band Of Gypsys to niezły album na żywo. Z nową sekcją rytmiczną po rozpadzie Experience, Jimi Hendrix wyruszył w różnych kierunkach, by eksplorować nowe muzyczne terytoria funku i R&B, i zrobił to z nowo odnalezioną precyzją i zregenerowaną energią i kreatywnością. Jego gra tutaj jest, miejscami, naprawdę wspaniała i mistrzowsko kontrolowana.

Hendrix był na krawędzi nowych horyzontów, a Band Of Gypsys był, jak mógł powiedzieć, „pierwszym krokiem” nie tylko do zmiany jego kierunku, ale także kierunku rockowych występów. Duch spontanicznej improwizacji został zdecydowanie podchwycony w latach 70. przez Allman Brothers Band, Led Zeppelin i Grateful Dead, między innymi.

„To nie jest doskonałe nagranie” – powiedział nam Joe Satriani – „ale słucham dla serca i duszy. Zmienił bieg muzyki w jeden wieczór. Gdyby zawierało tylko tę wersję Machine Gun, to by mi wystarczyło. To jest Biblia, grimoire gitary elektrycznej.”

Ostatnie wiadomości

{{ articleName }}

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *