Articles

The Number Ones: The Rolling Stones' „Angie”

Posted on

W The Number Ones, przeglądam każdy pojedynczy singiel #1 w historii Billboard Hot 100, zaczynając od początku listy przebojów, w 1958 roku, i pracując moją drogę w górę do teraźniejszości.

The Rolling Stones zbudowali tornado, a potem wymyślili jak istnieć w tym tornadzie. To ogromne osiągnięcie. Od samego początku zespół przedstawiał się jako droogiczni barbarzyńcy, oszołomione seksem i narkotykami postacie wyjęte spod prawa. A kiedy stali się wielkimi gwiazdami, stali się mniej lub bardziej swoim wizerunkiem. Przez lata żyli w ciągłym chaosie, permanentnym bałaganie, który rozerwałby na strzępy większość innych zespołów. (Z pewnością rozerwałby Beatlesów, ich najbliższych rówieśników). Ale Stonesi znaleźli sposób, by karmić się tym chaosem.

Na większości najlepszych piosenek zespołu, brzmią jakby kierowali całą brzydką, dysonansową energię wokół siebie, przekształcając ją w muzykę, wyjąc w paszczy na ulewny deszcz. Ale robili też magiczne rzeczy w tych rzadkich momentach, kiedy wyciszali cały ten chaos wokół siebie, kiedy dawali sobie przestrzeń do oddychania i odczuwania. „Angie” jest jednym z takich momentów.

Są naprawdę wspaniałe ballady Rolling Stonesów – „Wild Horses”, „Lady Jane”, „You Can’t Always Get What You Want” – i „Angie” nie jest jedną z nich. Ale „Angie” jest bardzo dobrą balladą Rolling Stonesów, i to taką, która ukazała się w momencie, gdy tornado-rock zespołu zwalniał, brzmiał nieco bardziej anemicznie niż zwykle. Jest to zrozumiałe. W 1973 roku świat był już zmęczony Rolling Stonesami, a może to Rolling Stonesi byli zmęczeni sobą. Goat’s Head Soup, album, który dał nam „Angie”, jest tym, co się dzieje, gdy cała dekada sławy zaczyna cię doganiać.

Stonesi byli na podatkowym wygnaniu od kilku lat, kiedy nagrali Goat’s Head Soup. Dużo też koncertowali, choć różne aresztowania za narkotyki spowodowały, że zakazano im wstępu do niektórych krajów, a do innych nie. Właśnie wylali cały swój narkotykowy pot na Exile On Main St. z 1972 roku. A było to już po śmierci Briana Jonesa, Altamont i innych pierdołach. Stonesi zaczęli nagrywać „Goat’s Head Soup” na Jamajce, gdzie przez jakiś czas się opierdzielali i niewiele z tego wyszło. W końcu skończyli to na kilku amerykańskich sesjach. To nie jest zły album. Jest w porządku. Ale nie brzmi jak skrzecząca błyskawica, co oznacza, że przejdzie do historii Stonesów jako porażka.

„Angie” jest inna. „Angie” to odrętwiała, ale czuła ballada o rozstaniu, błaganie o to, by wszystko się skończyło. Keith Richards napisał tę piosenkę w szwajcarskim ośrodku odwykowym i twierdzi, że przyszła mu do głowy, gdy odwyk zaczął się kończyć i mógł wreszcie poruszać palcami na tyle dobrze, by grać na gitarze. (Piosenka jest przypisywana Richardsowi i Mickowi Jaggerowi, ale według wszelkich obliczeń, to głównie Richardsa). Piosenka opowiada o końcowych etapach związku, o czasie, kiedy wciąż się kochacie, ale sprawiacie sobie nawzajem przykrość. Jest napisana i zaśpiewana ze smutną empatią. Jagger śpiewa, że wciąż kocha tę Angie, że widzi jej oczy wszędzie, gdzie spojrzy. Ale jest wyczerpany: „Wszystkie marzenia, które trzymaliśmy tak blisko wydawały się iść z dymem.”

Te słowa są na tyle niejasne, że wywołały wiele plotek. Najtrwalszą z nich jest ta, że Angie z „Angie” to Angela Bowie, pierwsza żona Davida. Ludzie uważają, że Angela przyłapała Davida w łóżku z Jaggerem pewnej nocy – ta historia była opowiadana przez Angelę kilka razy – i że Stonesi napisali dla niej piosenkę, aby przekupić ją, by milczała na ten temat. Inne teorie: Chodzi o wieloletnią dziewczynę Richardsa Anitę Pallenberg, albo o ich dopiero co urodzoną córkę Dandelion Angelę, albo o aktorkę Angie Dickinson. Richards ze swojej strony mówi, że to było po prostu rodzaj żeńskiego imienia, słowo do śpiewania. I tak to gra. To nie imię jest ważne; to rozdzierające serce zmęczenie, które Jagger wkłada w wyśpiewanie tego imienia.

Jeśli w „Angie” jest jakiś instrument wiodący, to jest to fortepian sesyjnego asa Nicky’ego Hopkinsa. Ale nawet w tak cichej i czułej piosence jak ta, Stonesi wnieśli hałas, a w tym hałasie są szczegóły i wybory: cicho szemrzący bas, który gra własną melodię, kilka doskonale w kieszeni bębnów Charliego Wattsa, trylujący riff gitary akustycznej, który pojawia się kilka razy, kilka wyciszonych smyczków, które zostały zdubbingowane później. Jagger wykrzykuje tytuł – „Aaaaiiiieee-un-jay” – ale czasem też szepcze. Jego własny, przewodni wokal, pochodzący z demo utworu, jest zagrzebany w miksie, widmowa harmonia. Piosenka nie ma żadnej struktury; to tylko kilka fraz powtarzanych i podrasowanych. Brzmi więc jak zaduma – echo dźwięku wewnątrz twojej głowy, kiedy jesteś zbyt smutny i zmęczony, by formułować racjonalne myśli.

„Angie” nie jest najlepszą balladą Stonesów, ale jest jedyną balladą Stonesów, która trafiła na #1. To piosenka, której potrzebowali dokładnie w tym momencie. Patrząc z pewnego punktu widzenia, jest to cyniczny chwyt, piosenka skierowana bezpośrednio do żeńskich fanek Stonesów, które chciały widzieć w nich raczej złamane anioły niż amoralnych libertynów-wędrowców. Ale cała masa wspaniałej muzyki została napisana z powodów bardziej cynicznych niż te. „Angie” była piosenką, której Stonesi potrzebowali w tamtym momencie. Był to również ich ostatni wielki popowy moment na jakiś czas; nie wrócili na #1 (ani nawet do pierwszej dziesiątki) przez prawie pięć lat po tym wydarzeniu. I „Angie” się utrzymało. Wytrzymała. Tornada nie trwają wiecznie. Ciche chwile czasami tak.

GRADE: 8/10

BONUS BEATS: Oto uroczy cover „Angie” z 1992 roku w wykonaniu Tori Amos, jeden ze stron B jej singla „Crucify”:

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *