Articles

WBURwbur

Posted on
Pisarz i aktor Sam Shepard. (Dzięki uprzejmości Granta Delina)
Scenarzysta i aktor Sam Shepard. (Dzięki uprzejmości Granta Delina)

Sam Shepard powiedział kiedyś: „Mógłbym bez końca opowiadać o śmierci. To jeden z moich ulubionych tematów – tak długo, jak długo możesz trzymać go na dystans.”

Śmierć przyszła do Sheparda tego lata, kiedy w wieku 73 lat znany aktor i dramaturg uległ stwardnieniu zanikowemu bocznemu, czyli ALS. Jego śmierć zaskoczyła większość ludzi, ponieważ ani Shepard, ani jego rodzina nie upublicznili informacji o jego chorobie. W rzeczywistości, niczym ranny kowboj, zsunął się w cień wzgórz otaczających jego ranczo w Kentucky, po cichu zebrał rodzinę i odszedł. Świat dowiedział się o tym kilka dni później.

Shepard od ponad roku zmagał się z pogarszającymi się skutkami ALS. Jednak uważni czytelnicy jego książki prozatorskiej „The One Inside”, wydanej w lutym ubiegłego roku, zauważyliby ponad tuzin wskazówek, że coś może się dziać. Główny bohater połączonego zbioru opowiadań cierpi na tajemnicze spazmy, czasami ma problemy z chodzeniem, a pielęgniarka z pogotowia ratunkowego mówi mu, że coś „katastrofalnego” mu dolega. Jak pisze Shepard: „Nic się nie rusza. Nic nawet nie chce.”

Jeśli „The One Inside” sygnalizowało nadchodzące kłopoty, nowa książka Shepard, „Szpieg pierwszej osoby”, nie uderza już tak mocno. Jej krótkie rozdziały z przerwami opowiadają historię człowieka uwięzionego przez bezlitosną chorobę, który, pomijając stoicyzm, nie jest gotowy, by odejść.

Shepard prowadził całkiem niezłe życie. Autor ponad 55 sztuk teatralnych, w tym nagrodzonego Pulitzerem „Pogrzebanego dziecka”, oraz aktor z około pięcioma tuzinami ról filmowych na koncie – jedna z nich przyniosła mu nominację do Oscara – jego miejsce na naszym kulturalnym firmamencie jest pewne. Równie dumny był ze swoich opowiadań, z których wiele ukazało się w „The New Yorker” i zostało opublikowanych w sześciu wcześniejszych zbiorach.

Pisanie było alfą i omegą życia Sheparda, a on sam trzymał się tego do samego końca. „Szpieg pierwszej osoby” został napisany dosłownie na łożu śmierci, z ostateczną redakcją dokonaną podczas jego ostatnich dni. Kiedy nie mógł już pisać na maszynie, sięgnął po pióro. A kiedy stało się to niemożliwe, dyktował. Jego przyjaciółka, autorka piosenek Patti Smith, siedziała z nim i pomagała mu w ostatecznej redakcji gotowego rękopisu. Shepard najwyraźniej żył zgodnie z maksymą, którą ponad dwa wieki temu sformułował poeta Novalis: „Artysta należy do swojego dzieła.”

„Spy of the First Person” to farrago wspomnień, obserwacji i przebłysków końca. Nie jest ani uroczysta, ani ckliwa, ale raczej rzeczowa, co czyni ją tym mocniejszą. W końcu Shepard porzuca wszelkie pretensje, zamykając zbiór dwoma przejmującymi rozdziałami opisującymi jego ostatnie dni i przybliżającymi czytelnikowi to, co Rilke nazwał „nierozcieńczoną śmiercią”

Książkę otwiera powracający bohater, mężczyzna z nieokreśloną chorobą wpływającą na jego zdolności motoryczne, który, jak można przypuszczać, czerpie z doświadczeń autora. Kiedy poznajemy go po raz pierwszy, jest zamknięty w ganku z parawanem i ma trudności z rozpoznaniem członków własnej rodziny. Symbole szybko ustępują miejsca zimnym, twardym faktom sprawy, gdy Shepard kilka stron później pisze o serii badań, którym poddał się w Mount Sinai. Kiedy lekarz mówi mu, że jest jakiś problem, jego reakcja jest czysto Shepardowska: „Wiem, że coś jest nie tak. Dlaczego myślisz, że tu jestem? On po prostu patrzył na mnie pustym wzrokiem.”

Shepard komplikuje swoją narrację, zmuszając nas do spojrzenia na swojego bohatera oczami nienazwanego obserwatora, drugiego narratora (stąd tytuł książki). „Zwykle nie jestem osobą podejrzliwą. Nie oglądam się przez ramię w poszukiwaniu niespodzianek. Ale mam poczucie – nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ktoś mnie obserwuje” – pisze. Ten tajemniczy obserwator będzie prześladował naszego schorowanego bohatera przez kolejne strony książki. Czasami trudno jest odróżnić, kto kogo obserwuje i czyje myśli do nas docierają. Być może Shepard naśladuje w ten sposób dezorientację, jaką wywołuje starzenie się lub zły stan zdrowia, a może podkreśla uniwersalność starzenia się i umierania. Albo, co równie prawdopodobne, angażuje się w coś, co robił przez całą swoją karierę: przedstawianie tożsamości jako czegoś nieokreślonego i płynnego.

(Courtesy Knopf)
(Courtesy Knopf)

Te powtarzające się sekcje przeplatane są rozdziałami pełnymi wspomnień, obserwacji i anegdot. Niektóre z rozdziałów tej krótkiej książki opowiadają o życiu Jaya i Aubry, nieco fikcyjnych wersji wieloletnich przyjaciół Sheparda i byłych teściów Johna i Scarlett Dark.

W miarę jak książka się rozkręca, zbliża się koniec. W końcu Shepard otwiera się i mówi nam wprost. „Rok temu słyszał, jak spadają orzechy włoskie. Słyszał, jak orzechy włoskie chrupią. Mógł podrapać po brzuchu swojego Catahoula, który miał za dużo szczeniąt … Rok temu, dokładnie mniej więcej, mógł chodzić z podniesioną głową. Mógł widzieć przez powietrze…”

Ostatnia strona wspomina rodzinny obiad w ulubionej meksykańskiej restauracji. Dzieci Sheparda i ich przyjaciele, wraz z siostrami, są tam, a on sam siedzi na wózku inwalidzkim z kocem na nogach. Miejsce jest pełne życia, życie toczy się wokół niego, a on nie może pozbyć się podwójnego poczucia przynależności do tego świata i do następnego.

Potem dziewięcioosobowa grupa wyrusza w noc pod błyszczącym księżycem; chłopcy Sheparda, Jesse i Samuel, teraz dorośli mężczyźni, pchają go w wózku. „Pamiętam tylko, że byłem mniej lub bardziej bezradny i siłę moich synów” – pisze. Pochodnia, jak się wydaje, jest gotowa do przekazania.

Ostatnia pisana refleksja Sheparda dotyczy, odpowiednio, ojcostwa, czegoś, czym zajmował się w życiu, na kartach i scenach, przez ponad pół wieku. W „Szpiegu pierwszej osoby” brakuje jednak jakiejkolwiek wzmianki o jego własnym ojcu. Być może Shepard w końcu wyzbył się tego ducha, a pustkę po nim wypełniła jego własna patriarchalna duma z małych dzieci, w których sprowadzeniu na ten świat miał swój udział. Shepard wiedział, że wraca do domu; nadszedł czas, by zamknąć krąg.

Wreszcie, w ostatniej książce Sheparda widać wpływ Samuela Becketta, kamienia węgielnego w całej jego twórczości. Lapidarny, a zarazem poetycki język, płynność osobowości i wszechobecne poczucie, że zawsze jesteśmy „nad grobem”, to znaki rozpoznawcze mistrza. Shepard był jego gorliwym uczniem.

„Szpieg pierwszej osoby” nie jest książką łatwą. Nie ma w niej odpowiedzi, ale przypomina nam, dlaczego jej twórca miał zamiar ich szukać.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *