Articles

Leonard Cohen i Marianne Ihlen: romans na całe życie

Posted on

W listopadzie 2016 r. piosenkarz-autor tekstów Leonard Cohen, znany ze swoich przejmujących ballad, zmarł kilka miesięcy po kobiecie, która zainspirowała wiele z nich, swojej norweskiej kochance i muzie, Marianne Ihlen. Ich związek był wielkim i chaotycznym romansem, który pod wieloma względami był produktem szczególnych czasów (lata 60.) i szczególnego miejsca (grecka wyspa Hydra), w którym się poznali. Dziedzictwem tego związku był katalog klasycznych piosenek – So Long Marianne, Hey, That’s No Way to Say Goodbye, Bird on the Wire – wiele bólu serca, ale także trwałe poczucie twórczej siły miłości.

Wszystko to dokumentalista Nick Broomfield zgłębia w swoim czułym, zabawnym i przejmująco wzruszającym nowym filmie Marianne i Leonard: Słowa miłości. Broomfield nie jest bezinteresownym obserwatorem. Dobrze znał Ihlena. Oni także byli przez pewien czas kochankami, podczas jednej z długich przerw w związku Ihlen z Cohenem. A jej wpływ na filmowca był niemal tak duży, jak jej rola w karierze kanadyjskiego poety-muzyka.

W 1968 roku, kiedy Broomfield miał 20 lat, kończył właśnie pierwszy rok na Uniwersytecie w Cardiff, gdzie studiował prawo. Jego serce nie chciało jednak zostać adwokatem, a podczas rejsu z rodzicami po Helladzie, Rosalind Runcie, żona przyszłego arcybiskupa Canterbury, udzieliła mu kilku rad. „Była duszą towarzystwa” – wspomina – „i kazała mi obiecać, że gdy zejdę z pokładu, pojadę na Hydrę.”

Dotrzymał obietnicy i poznał nowy, fascynujący świat. „Była tam ta niesamowita społeczność artystów i malarzy i całe bardzo dzikie podejście do życia,” mówi w swoim charakterystycznym, rozmarzonym drawl, znajdującym się gdzieś pomiędzy rodzinnymi hrabstwami a południową Kalifornią.

Leonard Cohen (trzymający gitarę) z Marianne (patrzącą na niego) i przyjaciółmi w Hydrze, Grecja, październik 1960. Fot: James Burke/The Life Picture Collection/Getty Images

W sercu tej wyzwalającej idylli była piękna kobieta 13 lat starsza od niego, matka ośmioletniego chłopca. Marianne Ihlen po raz pierwszy przyjechała na Hydrę na początku 1958 roku, kiedy warunki życia były prymitywne, a artystów emigrantów można było policzyć na palcach jednej ręki. Była z młodym, awangardowym norweskim powieściopisarzem Axelem Jensenem. Parę łączył burzliwy związek, w którym pisarz był zdecydowany odrzucić mieszczańskie konwenanse w sposób, który wygodnie zbiegał się z jego zainteresowaniem innymi kobietami. Było to powszechne zainteresowanie wśród społeczności emigrantów i nie zawsze ograniczało się do mężczyzn. Po jednym długim rozstaniu Jensen i Ihlen wrócili do siebie, pobrali się i urodziło im się dziecko (Axel Jnr), ale Jensen poznał inną kobietę i odszedł wkrótce po urodzeniu dziecka. Ihlen czuła się zagubiona i opuszczona, ale niechętnie wróciła do domu.

Mniej więcej w tym czasie, wiosną 1960 roku, do rosnącej społeczności artystycznej Hydry dołączył przystojny, rycersko uprzejmy kanadyjski poeta. Uciekł on z szarego i wilgotnego Londynu, by pracować nad swoją pierwszą powieścią. W filmie, magiczne poczucie możliwości, które ten jaskrawo kolorowy klejnot Zatoki Sarońskiej oferował odwiedzającym, jest uchwycone w błyszczących materiałach filmowych z tego okresu.

Jak Cohen później wspominał: „To było tak, jakby wszyscy byli młodzi, piękni i pełni talentu – pokryci czymś w rodzaju złotego pyłu. Każdy miał wyjątkowe i niepowtarzalne cechy”. To jest oczywiście uczucie młodości, ale w chwalebnej scenerii Hydry wszystkie te cechy były powiększone.”

Zobacz zwiastun filmu Marianne & Leonard: Words of Love.

Nie minęło wiele czasu, gdy Cohen i Marianne zaczęli się spotykać, najpierw jako przyjaciele, a potem romantycznie. Ten okres niemowlęctwa ich romansu był błogi, nie niepokojony przez świat zewnętrzny. Cohen był zdyscyplinowany w swojej pracy. Wstawał wcześnie, siadał na tarasie w słońcu i religijnie przepisywał trzy strony dziennie na starej maszynie do pisania. Wieczorem grał na gitarze i śpiewał kołysanki małemu synkowi Ihlena. Wtedy jeszcze nie myślał o tym, że zostanie muzykiem.

Ihlen, wciąż zaledwie 25-letnia, była głęboko zakochana. Odesłała syna do Norwegii, by zamieszkał z babcią, potem zamieszkała z Cohenem, który po skończeniu 26 lat kupił sobie dom na Hydrze. Ale mimo że wyspa była piękna i pociągająca, życie na niej wymagało pracy. Nawet zdobycie wody pitnej było wysiłkiem. Ihlen opiekowała się Cohenem, a on z kolei opiekował się nią. Nie podejmując żadnej świadomej decyzji, stała się jego muzą.

Przy dzisiejszych standardach równości płci i świadomości #MeToo o nadużywaniu władzy przez mężczyzn, sama idea muzy wydaje się wątpliwym anachronizmem. Broomfield jest żywy wobec zmieniających się obyczajów, ale uważa, że błędem byłoby „oceniać przeszłość według dzisiejszej moralności”.

„Przypuszczam, że bycie muzą wydaje się koncepcją z XVIII wieku, ponieważ nie jest spieniężone”, mówi. „Ale myślę, że Leonard zawsze dawał jej kredyt, który jej się należał.”

Wyciąga porównanie z producentem płyt Rickiem Rubinem, który stara się zaprzyjaźnić z artystami, których produkuje, zanim wymyśli ich na nowo poprzez wspieranie szczególnej jakości, którą zidentyfikował. „Myślę, że to jest właśnie to, co robiła Marianne. Była kimś, kto miał ten niesamowity instynkt, by poznać siłę ludzi.”

To właśnie z chęci przywrócenia równowagi w wizerunku pary, jak mówi, umieścił nazwisko Ihlen na pierwszym miejscu w tytule. Niemniej jednak w filmie pojawia się również dyskomfort związany z jej rolą jako facylitatorki, a nie twórczyni.

Helle Goldman, tłumaczka biografii Ihlen, So Long Marianne, dorastała na Hydrze, a jej rodzice znali Cohena i Ihlen. Przytacza anegdotę z filmu. Ihlen wspominała, że kiedy została przedstawiona grupie artystów i nie wiedziała, jak opisać to, co robi, powiedziała, że jej życie jest jej sztuką.

„To głupie, ale fakt, że od najmłodszych lat była określana jako muza męskiego artysty, upośledził ją na jakiś czas” – mówi Goldman. „A jednak lubiła tworzyć przyjemny dom, dbać o swoich bliskich, gotować i tak dalej. Leonard zauważył, jak bardzo było to pociągające.”

Marianne, po lewej, z małym synkiem, Axel Jensen Jr, z Cohenem (drugi z lewej) i przyjaciółmi, Hydra, 1960. Fot: James Burke/The LIFE Picture Collection/Getty Images

Cohen życzył sobie kiedyś matriarchatu, choć niekoniecznie w swoim prywatnym życiu. Goldman nie wierzy, że Ihlen kiedykolwiek postrzegała swoją sytuację przez jakąkolwiek feministyczną soczewkę. „To nie była kwestia seksistowska, ale ludzka, jak zdefiniować siebie”

Jedną z definicji, która na niej ciążyła, była definicja samotnej matki. Ihlen musiała wrócić do Norwegii i swojego syna, podczas gdy Cohen musiał wrócić do Kanady, aby zarobić trochę pieniędzy. Pojechali razem do Norwegii, a następnie aspirująca pisarka poleciała do Montrealu. To była pierwsza z wielu rozłąk, które miały nastąpić. To był oczywiście czas, kiedy telefony były rzadkością, a komunikacja odbywała się za pomocą ręcznie pisanych listów. Ta słodka agonia rozłąki, nie do zniesienia, a jednocześnie pełna poetyckiej tęsknoty, jest nie do wyobrażenia w epoce SMS-ów i Snapchata.

W filmie jest nagranie Cohena na koncercie, który wprowadza piosenkę, opowiadając o swoim związku z Marianne. Na początku, jak mówi, mieszkał z nią przez większą część roku, potem przez dwa miesiące, potem przez dwa tygodnie, aż w końcu, jak mówi z przekąsem, mieszka z nią dwa dni w roku. To jest dostarczone z ciepłem i ironią, ale mówi również o bolesnej prawdzie.

Były stints razem na Hydra, w Montrealu i, najbardziej nieszczęśliwie, w Nowym Jorku. Przez następną dekadę Cohen pojawiał się i znikał. Dwa długie pobyty na Hydrze zaowocowały dwiema powieściami, The Favourite Game i Beautiful Losers, dziwną, mistyczną fikcją, którą pamiętam, jak czytałem jako głodny wrażeń nastolatek podróżujący po greckich wyspach. Cohen załamał się po jej ukończeniu i zdając sobie sprawę, że nigdy nie utrzyma siebie, a tym bardziej nikogo innego, pisząc literaturę, zwrócił się ku muzyce. W 1966 roku Judy Collins nagrała piosenkę, do której Cohen zagrał Suzanne, a także znacznie późniejszy Hallelujah, jego najbardziej znany przebój. Od tego czasu zajął się pisaniem piosenek, nagrywaniem i występowaniem, stając się międzynarodową gwiazdą.

Bycie udręczonym piosenkarzem-songwriterem w połowie lat sześćdziesiątych z satyrycznym wyglądem Cohena i jego cichą, przenikliwą osobowością nie było zestawem okoliczności, które mogłyby posunąć naprzód sprawę wierności. Joni Mitchell nazwała kiedyś Cohena „poetą buduarowym”, a on sam, przy wszystkich swoich manierach i wrażliwości, nie był w stanie odrzucić bogactwa możliwości, które pojawiały się na jego drodze. To, że późniejszy album, wyprodukowany przez obłąkanego Phila Spectora, nosił tytuł Death of a Ladies' Man, nie było do końca ironiczne.

W filmie jest odkrywcza scena, w której oszałamiająco piękna młoda kobieta podchodzi do niego, pozornie w towarzystwie swojego chłopaka. Cohen nie może się powstrzymać przed uwiedzeniem jej na oczach kamer. Jak komentuje Goldman: „Był niezłym kobieciarzem. Był bardzo romantyczny, ale też chyba naprawdę napalony. To interesująca kombinacja.”

To mniej więcej w tym czasie młody Broomfield pojawił się w Hydrze. Anglik celowo ogranicza swoją rolę, aby nie odwracać uwagi od romansu w centrum filmu. Początkowo wypisał się z narracji, ale jest to przerywnik, który zasługuje na swoje miejsce w opowieści. Ihlen zakochała się w nim, a ona wróciła za nim do Anglii, potem odwiedziła go na uniwersytecie w Cardiff.

Filmowiec Nick Broomfield. Photograph: Erik Tanner/Getty Images

„Była między nami duża przepaść wiekowa” – mówi. „Byłam naprawdę nie na swoim miejscu. Było mi dość trudno ogarnąć ten ogromny świat”. Była bardzo blisko Julie Felix, którą zachęcała jako autorkę piosenek, a która występowała w The Frost Report i przyjaźniła się z Davidem Frostem.”

Rok wcześniej, na Hydrze, Ihlen poznała wielkiego dokumentalistę DA Pennebakera, który nakręcił klasyczny film z angielskiej trasy koncertowej Boba Dylana z 1965 roku Don’t Look Back, i zasugerowała, że Broomfield powinien rozważyć robienie filmów. „Po prostu pokazała mi świat możliwości, o których nawet sobie nie wyobrażałem”, mówi.

Niezwykłe, że syn Pennebakera zdołał odkopać film, który nakręcił na Hydrze w 1967 roku i wysłać go Broomfieldowi podczas procesu montażu. Widać na nim Marianne w wieku 32 lat, atrakcyjną i dumną kobietę, która nie nosiła w sobie żadnego poczucia uprawnień.

Byli razem z Broomfieldem przez prawie rok. On sam mówi, że to właśnie ona popchnęła go do nakręcenia pierwszego filmu, Who Cares? z 1971 roku, opowiadającego o usuwaniu slumsów. Od tego czasu nakręcił ponad 30 filmów, które zdobyły niezliczoną ilość nagród. Wśród nich było kilka pierwszorzędnych filmów o muzykach, choć dla mnie Marianne i Leonard to najlepszy z nich.

Broomfield, którego znam od kilkudziesięciu lat, mówi, że Ihlen pozostała zakochana w Cohenie. Pod koniec ich wspólnego roku pojechała do Nowego Jorku, by spróbować wznowić z nim związek. Cohen mieszkał w słynnym hotelu Chelsea na Manhattanie i spotykał się z takimi ludźmi jak Janis Joplin (o której napisał Chelsea Hotel), Joni Mitchell i Nico z Velvet Underground. Wraz z synem Marianne przeprowadziła się do podupadłego mieszkania przy Clinton Street. Pewnej nocy została napadnięta na progu. Cohen trzymał ją na dystans, informując, że hotel Chelsea nie jest „jej sceną”.

„Myślę, że było to dla niej bardzo wstrząsające doświadczenie”, mówi Broomfield.

To oznaczało koniec romansu, a także, jako że lata 60. dobiegały końca, koniec pewnej epoki. Lśniąca obietnica, którą Hydra reprezentowała na początku tej dekady, stopniowo ciemniała, aż wielka miłość Ihlena zdawała się znikać w mgle rozpadu w centrum Nowego Jorku. Jak mawiał Cohen: „Kiedy żyłeś na Hydrze, nie możesz żyć nigdzie indziej, włączając w to Hydrę.”

Pokolenie artystów wyruszyło w poszukiwaniu siebie, w podróż, która w przypadku Ihlen objęła psychologię jungowską, I Ching, LSD i różne inne mody. Idąc w ślady Cohena, zainteresowała się także scjentologią. Jak pokazuje Broomfield w swoim filmie, bardzo niewielu z tych, którzy zebrali się na Hydrze, wyszło z tego z ulepszoną sztuką lub bardziej uporządkowanym życiem. Rozwód, samobójstwo i szaleństwo to tylko niektóre z zakończeń tej podróży. Jaźń, jak się okazało, może być samolubna i destrukcyjna.

Choć oddając hołd jej pięknu i prostocie, Broomfield mówi, że Hydra była „bardzo trudną wyspą”, która dla artystów wymagała „żelaznej woli”, by odnieść sukces, w przeciwnym razie przynęta taniego alkoholu i gotowych romansów okazałaby się zbyt wielka. Cohen miał tę wolę. To właśnie sukces, jaki przyniosły mu jego wysiłki, przyczynił się do jego romansu z Ihlen.

Były też inne czynniki. Według Broomfielda, który spotkał się z Cohenem kilka razy, piosenkarz chciał mieć żydowskie dzieci, co Ihlen zaakceptowała, choć uważa, że było to dla niej ogromne rozczarowanie, że nie mieli dziecka. Ale, jak mówi, ona „nie była kimś, kto by się nad sobą użalał”.

I choć jej doświadczenie w Nowym Jorku pozostawiło gorzki smak, Ihlen powiedziała później o swoim czasie z Cohenem: „Ten związek był dla mnie darem. I prezentem dla Leonarda, aby nie lekceważył siebie całkowicie.”

Osobą, która najbardziej zmagała się z dyslokacją i niepewnością, jakie przyniosło ich wspólne życie, był syn Ihlen, Axel Jnr. Został wysłany do Summerhill, eksperymentalnej szkoły w Suffolk. Były tam też inne dzieci emigrantów z Hydry i zgodnie z ówczesną mądrością Ihlen wierzyła, że jej synowi będzie odpowiadał nieuporządkowany system, w którym lekcje były nieobowiązkowe. W rzeczywistości był on oderwany od rzeczywistości i rozpaczliwie pragnął matki. Z wiekiem pojawiły się u niego problemy psychiatryczne, w wyniku których spędził dużą część swojego życia w zakładach i poza nimi. Ihlen z głębokim żalem wspomina Summerhill i okresy, które jej syn spędził bez niej w Norwegii.

Goldman uważa, że jeśli problemy Axela miały podłoże środowiskowe, to prawdopodobnie miały więcej wspólnego z Hydrą: „Musisz zrozumieć, że dzieci, które zostały na wyspie, stały się później bardzo pokręcone. Znam niektóre z nich. Nie skończyło się to dla nich dobrze.”

List od Cohena do Ihlena. Photograph: Christies New York

Chociaż Ihlen zachowała związek z Hydrą, powracając co roku, jej rezydencja dobiegła gwałtownego końca w 1972 roku, kiedy młoda kobieta niosąca dziecko zapukała do drzwi domu, który dzieliła z Cohenem. Zapytała Ihlen, kiedy się wyprowadzi. Była to Suzanne Elrod, która – w zależności od tego, której relacji wierzyć – poznała Cohena w windzie hotelu Chelsea lub na spotkaniu scjentologów w 1969 roku. W każdym razie mieli razem dwójkę dzieci, zanim rozstali się w 1978 roku.

Cohen odkrył buddyzm zen i przez kilka lat żył w odosobnieniu, stracił wszystkie swoje pieniądze na rzecz menadżera, któremu zaufał, a pod koniec życia zbił fortunę podróżując po świecie. Jeszcze długo po ich rozstaniu nadal wysyłał pieniądze Ihlen i jej synowi. Szczególnie martwił się o Axela, z którym był blisko, i rozmawiał z Broomfieldem o chłopcu, kiedy się spotkali.

Ihlen wróciła do Norwegii, gdzie zamieszkała i znalazła zatrudnienie jako sekretarka w firmie budującej platformy wiertnicze. To było tak dalekie od bycia muzą pieśniarza ludowego, jak tylko można sobie wyobrazić. Wyszła za mąż za inżyniera z trzema córkami z poprzedniego małżeństwa i pozostali razem, choć w oddzielnych mieszkaniach w tym samym budynku, aż do śmierci.

Tuż przed jej śmiercią w lipcu 2016 roku na białaczkę, jej przyjaciel, Jan Christian Mollestad, skontaktował się z Cohenem, który wysłał do swojej byłej kochanki e-mail, który Mollestad odczytał Ihlen. Napisał w nim:

Droga Marianno,

Jestem tuż za Tobą, wystarczająco blisko, by wziąć Cię za rękę. To stare ciało się poddało, tak jak i twoje, a nakaz eksmisji jest w drodze lada dzień.

„Nigdy nie zapomniałem twojej miłości i piękna. Ale ty o tym wiesz. Nie muszę nic więcej mówić. Bezpiecznej podróży, stary przyjacielu. Do zobaczenia na drodze. Miłość i wdzięczność. Leonard

Cztery miesiące później Cohen zmarł po upadku w swoim domu w Los Angeles.

Po wywiadzie radiowym z Mollestad, w którym obszerniej sparafrazował wiadomość z łoża śmierci, początkowo podawano inną wersję maila. Okrzyknięto go romantycznym klasykiem wiecznej miłości. Prawdziwa wersja jest nieco bardziej oszczędna, ale nie mniej wzruszająca. Na początku tego miesiąca, zbiór ponad 50 listów miłosnych pomiędzy Ihlen i Cohenem został sprzedany na aukcji za 870 000 dolarów – pieniądze te pomogą zabezpieczyć przyszłość Axela Jnr.

Scena, w której Ihlen słyszy odczytany list, jest pokazana w filmie Broomfielda. Jest jasne, że gdy z wdziękiem i humorem stawia czoła śmierci, słowa te są rodzajem dopełnienia, ostatecznym balsamem śmiertelności.

Od czasu pierwszego spotkania Ihlen i Cohena na greckich wyspach zakochało się wiele tysięcy podróżników. Lśniące Morze Śródziemne łagodnie docierające do skąpanego w słońcu brzegu wspaniałej wioski rybackiej: to scena, która tworzy ponadczasowe poczucie świata, w którym uczucia, spotęgowane przez ciepło i światło, mogą wydawać się wieczne. Najczęściej jednak wypalają się i pozostają tylko jako żar w pamięci. Ale w przypadku Marianne i Leonarda miały one długie i znaczące życie pozagrobowe w ich własnych myślach, w jego piosenkach, a teraz w przejmującej elegii Broomfielda.

Marianne & Leonard: Words of Love ukaże się 26 lipca

  • Share on Facebook
  • Share on Twitter
  • Share via Email
  • Share on LinkedIn
  • Share on Pinterest
  • Share on WhatsApp
  • Share on Messenger

.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *