Co by było gdyby? To pytanie, które zawsze odnosi się do prezydenta Johna F. Kennedy’ego, który został zamordowany 50 lat temu w tym miesiącu.
Jednym z największych „gdybań” jest to, co by się stało w kwestii wojny w Wietnamie, gdyby żył. Wojna nasiliła się pod rządami następcy Kennedy’ego, Lyndona B. Johnsona, i ostatecznie pochłonęła ponad 58 000 amerykańskich istnień, wraz z niezliczonymi żołnierzami z Wietnamu Południowego i Północnego oraz oczywiście cywilami.
Historyk Edward Miller, autor książki „Misalliance: Ngo Dinh Diem, the United States, and the Fate of South Vietnam,” (fragment poniżej) dołącza do Here & Now’s Robin Young, aby omówić możliwe odpowiedzi.
- Więcej fragmentów książki
Wyświetlacze wywiadu: Edward Miller
O tym, dlaczego USA zdecydowały się wesprzeć zmianę reżimu
„Kluczowym wydarzeniem dla Kennedy’ego był tak zwany 'Kryzys Buddyjski', który rozpoczął się wiosną 1963 roku. Mnisi ci i ich zwolennicy oskarżali Diema o dyskryminację religijną i prześladowania. Diem był katolikiem, członkiem mniejszości katolickiej, a buddyści oskarżali go o próbę stłumienia ich wolności religijnej. Protesty te przyciągnęły wiele uwagi, zwłaszcza po tym, jak jeden z buddyjskich mnichów spalił się na śmierć na rogu sajgońskiej ulicy. Wśród tych, którzy widzieli bardzo słynne zdjęcie z tego wydarzenia, był prezydent Kennedy. I myślę, że punkt krytyczny dla Kennedy’ego nastąpił w sierpniu 1963 roku, kiedy Diem zdecydował się użyć siły, aby stłumić ruch – to był moment, w którym Kennedy opowiedział się za zmianą reżimu.”
O tym, co stało się po zamachu stanu dokonanym przez Diema
„W rok po śmierci Diema, Wietnam Południowy miał serię bardzo słabych rządów. Generałowie, którzy obalili Diema, byli u władzy tylko przez około trzy miesiące. Tymczasem komunistyczni przywódcy w Wietnamie Północnym zdecydowali, że po zamachu stanu gwałtownie zwiększą swoje wysiłki wojenne na południu. Ich celem było doprowadzenie do upadku państwa południowowietnamskiego, zanim Stany Zjednoczone będą mogły interweniować z własnymi wojskami. Ta komunistyczna eskalacja, ta gra o szybkie wygranie wojny przez Wietnam Północny, ostatecznie zakończyła się niepowodzeniem, ponieważ sprowokowała Lyndona Johnsona do rozpoczęcia własnej amerykańskiej eskalacji. I tak w 1965 roku Stany Zjednoczone rozpoczęły bombardowanie Wietnamu Północnego i wysłały setki lub tysiące żołnierzy na południe. Nie ma więc wątpliwości, że pucz doprowadził bezpośrednio do eskalacji wojny i że miałby katastrofalne skutki zarówno dla Wietnamu, jak i dla Stanów Zjednoczonych.”
Na temat tego, co mogłoby się stać, gdyby Kennedy nie został zamordowany
„Nie sądzę, że obrałby drogę masowej eskalacji, którą obrał Johnson; nie sądzę jednak, że opowiedziałby się też za natychmiastowym wycofaniem. Podejrzewam, że Kennedy wybrałby jakiś pośredni kurs i myślę, że mógłby zrobić coś, co nie przypominałoby tego, co Barack Obama zrobiłby później w Afganistanie w 2009 roku. W Afganistanie, oczywiście, Obama wybrał krótkoterminową eskalację, po której nastąpiło stopniowe wycofywanie wojsk amerykańskich. Po tym, jak to zrobił, mogę sobie również wyobrazić Kennedy’ego próbującego szukać jakiegoś rodzaju wynegocjowanego porozumienia, jakiejś ugody, która pozwoliłaby na tak zwaną 'neutralizację Wietnamu Południowego'.”
Wstęp do książki: 'Misalliance'
Wprowadzenie
Na ziemi, Ngo Dinh Diem uroczyście uścisnął dłoń urzędnikom i przywódcom politycznym, którzy na niego czekali. Wśród witających go osób byli jedni z najpotężniejszych ludzi w Indochinach. Pierwszym z nich był starszy generał francuskiej armii kolonialnej, który przybył w imieniu francuskiego wysokiego komisarza. Jako urzędnik państwa kolonialnego, generał był symbolem determinacji Francji w utrzymaniu pewnej miary kontroli nad indochińskim imperium, którym rządziła przez prawie sto lat. Następnym, który powitał Diema był książę Buu Loc, członek wietnamskiej rodziny królewskiej. Buu Loc uczestniczył w ceremonii jako tymczasowy premier Państwa Wietnamskiego (SVN), antykomunistycznego rządu wietnamskiego, który został utworzony pod auspicjami Francji pięć lat wcześniej. Chociaż Diem przybył do Sajgonu, aby zastąpić Buu Loca na stanowisku premiera SVN, protokół zobowiązywał księcia do powitania jego następcy.
Za Buu Locem stało kilku innych wysokich rangą urzędników państwowych, w tym wyżsi dowódcy sił zbrojnych SVN. Obecni byli również czołowi członkowie zagranicznego korpusu dyplomatycznego, w tym ambasador USA w Wietnamie Donald Heath. Choć nie dowodził żadną armią ani nie rościł sobie praw do suwerenności na terytorium Wietnamu, był wpływową postacią w polityce Sajgonu. Jako urzędnik odpowiedzialny za ogromny program pomocy wojskowej i ekonomicznej dla sił francuskich i SVN, szef amerykańskiej misji nie był człowiekiem, którego należy traktować lekceważąco.
Mimo obecności tak wielu najwybitniejszych osobistości Indochin, ceremonia powitania Diema była zaskakująco krótka i bez rozgłosu. Po wymianie uprzejmości z nowo przybyłym, francuski generał i wietnamski książę wygłosili krótkie przemówienia powitalne. Obserwatorzy zauważyli, że Diem wydawał się speszony, gdy przemawiali, i że nie zwrócił się do tłumu po ich zakończeniu. Jak tylko ceremonia się zakończyła, wsiadł do czekającej limuzyny i odjechał.
Pragnienie Diema, aby opuścić lotnisko tak szybko, jak to możliwe, było zrozumiałe. Jako desygnowany na premiera SVN, sytuacja, w której się teraz znalazł, wydawała się być zniechęcającą mieszanką zarówno możliwości, jak i niebezpieczeństw. Przyjazd Diema do Sajgonu oznaczał koniec prawie czteroletniego samowygnania w Stanach Zjednoczonych i Europie. Przez większość tego czasu wydawało się mało prawdopodobne, że Diem kiedykolwiek zrealizuje swoje ambicje zostania przywódcą niepodległego, postkolonialnego państwa wietnamskiego. Wbrew oczekiwaniom powrócił, by objąć stery SVN, ale uczynił to w chwili, gdy narodowe przeznaczenie Wietnamu wydawało się wisieć na włosku. Zaledwie siedem tygodni wcześniej siły armii francuskiej poniosły druzgocącą klęskę na polu bitwy daleko na północy, w odległej górskiej dolinie znanej jako Dien Bien Phu. Klęska ta przyszła z rąk Viet Minh, ruchu kierowanego przez komunistów, który od ponad dekady walczył o niepodległość od Francji. Dla Ho Chi Minha, założyciela i przywódcy Viet Minhu, czas zwycięstwa był wyśmienity: miało ono miejsce dokładnie na dzień przed planowanym rozpoczęciem w Genewie międzynarodowych negocjacji pokojowych mających na celu zakończenie wojny w Indochinach. Kiedy 25 czerwca Diem wylądował w Tan Son Nhut, warunki pokoju genewskiego nie zostały jeszcze spisane, ale wydawało się pewne, że będą niekorzystne dla niego i dla państwa, któremu wkrótce będzie przewodził.
Wstęp z książki „Mezalians: Ngo Dinh Diem, the United States, and the Fate of South Vietnam” autorstwa Edwarda Millera. Copyright © 2013 by the President and Fellows of Harvard College. Wykorzystano za zgodą. All rights reserved.
Gość
- Edward Miller, profesor nadzwyczajny historii w Dartmouth College i autor książki „Misalliance: Ngo Dinh Diem: The United States, And The Fate of South Vietnam”
.