Articles

Wywiad z Ericiem Burdonem z The Animals, wciąż tak zadziornym jak zawsze

Posted on

W czasach świetności w latach 60-tych, The Animals byli jednym z najgorętszych zespołów brytyjskiej inwazji. Wiele z tego miało związek z surową charyzmą i potężnym głosem głównego wokalisty grupy, Erica Burdona, który później założył zespół War, a także prowadził karierę solową. Spotkaliśmy się z wokalistą Rock And Roll Hall Of Fame, który ma obecnie 78 lat, pomiędzy koncertami podczas ostatniej trasy. Jest wciąż tak przebojowy jak zawsze.

Eric Burdon dzisiaj.

Eric Burdon dzisiaj.

Marianna Burdon

Jim Clash: Kiedy odkryłeś, że potrafisz śpiewać?

Eric Burdon: Mówią mi, że urodziłem się krzycząc bluesa. Wiem, że wyrzucono mnie ze szkolnego chóru, bo mój głos zagłuszał innych. Jako nastolatek chodziłem do klubów jazzowych i bluesowych w Newcastle i błagałem o szansę śpiewania. W końcu, pewnego wieczoru, gdy miałam 17 lat, poproszono mnie o zajęcie miejsca wokalistki w zespole jazzowym i gdy tylko chwyciłam mikrofon, poznałam siłę swojego głosu. Zespół był Pagan Jazzmen 5, 6 lub 7, w zależności od tego, ilu członków zespołu było w danym momencie na scenie. Sprowadzili mnie, ponieważ byłem jedynym facetem w okolicy, który potrafił śpiewać piosenki typu Joe Turner i Pete Johnson. Niedługo potem miałem okazję nagrywać „direct to disc” i usłyszeć swój własny głos płynący przez gramofon w Morton Sound Studio, Newcastle West End. Nagranie trwało około 10 odtworzeń, a potem się rozpadało, ale dzięki temu po raz pierwszy usłyszałem swój głos. To było dziwne doświadczenie. Kilka lat później dzieliłem scenę i nagrywałem z wielkimi nazwiskami, takimi jak Sonny Boy Williamson.

Clash: Ominąłeś indukcję The Animals Rock And Roll Hall Of Fame w 1994 roku.

Burdon: Nie ominąłem indukcji Rock And Roll Hall Of Fame. Chciałbym tam być w tym czasie, ale pracowałem za granicą w Niemczech i nie mogłem sobie pozwolić na czas, by wrócić na ceremonię. Niestety, powiedziano mi tylko, że zostałem przyjęty i to wszystko.

Clash: Znałeś Jimiego Hendrixa. Jaki on był?

Burdon: Jimi był świetnym przyjacielem z cudownym poczuciem humoru, silnym poczuciem celu i meteorycznym napędem. Był też trudny, skomplikowany. Brakuje mi go i często o nim myślę.

Clash: Czego się boisz i jak radzisz sobie z lękiem?

Burdon: Winston Churchill powiedział kiedyś: „Staraj się nie bać się robić lub mówić tego, co uważasz za słuszne”. Ja nie mam się czego bać! Zwłaszcza teraz. Żyję pełnią życia i moja rada jest taka, że nigdy nigdzie nie zajdziesz, jeśli pozwolisz, aby strach stanął ci na drodze.

Clash: Kiedy napisałeś „When I Was Young”, czy myślałeś, że będziesz go nadal wykonywał teraz, po siedemdziesiątce?

Burdon: Nie, nie myślałem. Nigdy nie sądziłem, że dożyję takiej trwałości, ale pamiętam, jak George Harrison usłyszał tę piosenkę po raz pierwszy. Wyszedł ze swojej drogi, żeby mnie znaleźć i powiedzieć, że uważa, że jest świetna i żeby „nie przestawać.”

Clash: Jak The Animals zostali wybrani jako nazwa zespołu?

Burdon: W przeciwieństwie do opinii spopularyzowanej przez naszą wytwórnię płytową w tamtym czasie, nie wybraliśmy nazwy The Animals z powodu naszych „dzikich wybryków scenicznych”, ale po najfajniejszym banicie w Newcastle, facecie o nazwisku Animal Hogg, który był prominentnym członkiem naszego gangu, który nazywaliśmy Squatters. Był barwną lokalną postacią, żyjącą na wsi ze swoim wiernym psem u boku. Dołączaliśmy do niego w weekendy na łonie natury i dzieliliśmy się opowieściami przy ognisku. Nazwaliśmy się na cześć jego wolnego, „zwierzęcego ducha.”

Eric Burdon.

Eric Burdon.

Marianna Burdon

Clash: Jako część brytyjskiej inwazji, jakie były wasze wspomnienia o Ameryce?

Burdon: Zawsze śmialiśmy się z pojęcia brytyjskiej inwazji, po prostu dlatego, że było to tylko hasło, które Walter Cronkite, amerykański anchorman numer jeden w CBS, ukuł, aby umieścić nas wszystkich w jednym koszyku. Tak więc brytyjska inwazja nie miała wiele wspólnego z muzyką. Nie było żadnego spisku mającego na celu szturm na Amerykę. Dla Amerykanów dobrze było usłyszeć muzykę, którą sami wymyślili, a teraz powróciła do nich z nową pasją. To była sympatyczna relacja, która pomogła nieco eskalować świadomość. Niektórzy powiedzieliby, że był to muzyczny renesans. Myślę, że na wiele sposobów otworzyło to ludziom umysły i zatarło pewne bariery. Dla nas był to po prostu bilet z Newcastle – z Wielkiej Brytanii do USA. Wszyscy byliśmy zachwyceni, że jesteśmy w kraju, gdzie narodził się jazz, blues i rock’n roll. W tamtych czasach wielu wczesnych wielkich miało problemy z utrzymaniem się w Stanach Zjednoczonych, ale w Wielkiej Brytanii znajdowali chętnych słuchaczy. My po prostu zwróciliśmy muzykę do miejsca, z którego pochodziła. W pewien sposób pomogliśmy pokazać Amerykanom muzykę, która powstawała na ich własnym podwórku.

Clash: Czy pamiętasz, że byłeś w studiu, kiedy nagrywaliście oryginalną wersję House Of The Rising Sun?

Burdon: Oczywiście, że tak. Została ona nagrana w jednym ujęciu, w dniu wolnym od pracy, pomiędzy trasami koncertowymi, otwierającymi występy naszego bohatera, Chucka Berry’ego. Chcieliśmy, żeby jedna piosenka naprawdę odróżniała nas nie tylko od jego brzmienia, ale od typu R&B, którego ludzie oczekiwali od The Animals. Usłyszeliśmy reakcję tłumu i wiedzieliśmy, że mamy hit. Otwierające akordy porywają od samego początku. Partia gitary jest taka, że każdy dzieciak chce grać. To nie jest blues, to nie jest folk. To nawet nie jest rock. To jest coś własnego. To narastające napięcie seksualne piosenki, w której zmieniłem punkt widzenia z kobiecego na męski. Nawet zanim zrobili to The Animals, była to piosenka, która mnie uderzyła. Słyszałem ją w klubach folkowych w Newcastle, a potem usłyszałem wersję Boba Dylana na jego pierwszym albumie. Jest powód, dla którego ta piosenka tak długo rezonowała z tak wieloma ludźmi. Piosenka sama w sobie jest opowieścią o życiu, które poszło nie tak, a na końcu zostaje odkupione. Jest szczerym odzwierciedleniem napięcia tamtych czasów, które było bardzo mroczne i nastrojowe, z nawiedzającą melodią, której nigdy się nie zapomina. To była pierwsza piosenka brytyjskiego zespołu, która zepchnęła The Beatles z pozycji numer jeden w USA. Są chwile, kiedy myślę, że jestem nią zmęczony, ale wtedy słyszę te nuty otwierające na gitarze. To jedyna piosenka, którą muszę wykonać za każdym razem, bo inaczej nigdy nie wyszedłbym z sali żywy!

Clash: Jak zmieniła się publiczność i jak zmieniły się twoje występy w ciągu ostatniego półwiecza? Jakieś szczególne starocie, które naprawdę lubisz wykonywać w trasie?

Burdon: Jedynym problemem, z jakim się teraz borykam, jest to, że jest zbyt wiele materiału do wyboru. Włączamy wszystkie ulubione utwory, od The Animals, przez War, po moją karierę solową, w tym ostatni album, 'Til Your River Runs Dry. Wymyślamy też materiały z mojego katalogu, o których zapomniałem. Jest więc wiele znanych utworów, które publiczność spodziewa się usłyszeć, a także wiele niespodzianek. Jeśli chodzi o moją publiczność, to widzę na moich koncertach wszystkie grupy wiekowe. Pierwsi fani mają dzieci i wnuki, i przyprowadzają je ze sobą. Są też młodsi, którzy odkrywają muzykę na własną rękę, mniej lub bardziej. Wiem, że kiedy byłem młody, szukałem starszyzny bluesa, a teraz, kiedy jestem jednym ze starszych, jest tam wiele dzieciaków, tak jak ja, które szukają swoich korzeni. Jeśli chodzi o moje występy, to choć trochę zwalniam i nie skaczę już po scenie jak kiedyś, to mam szczęście, że mój głos jest wciąż tak silny i doświadczony jak zawsze.

Eric Burdon.

Eric Burdon.

Marianna Burdon

Clash: Byłeś w The Ed Sullivan Show więcej niż raz. Jak to było i jaki był Ed?

Burdon: Ed był dobrym showmanem, który wiedział jak zadowolić swoją publiczność, którą nagle i nieproporcjonalnie stanowiły nastoletnie dziewczyny. Krzyki były przesadne w tym małym teatrze, który w telewizji wyglądał na dużo większy. Jeśli nie zrobiłeś jego show, nie byłeś nikim. Oglądając dziś te klipy, muszę powiedzieć, że wyglądają one przezabawnie śmiesznie. Kiedy patrzę na garnitury, które mieliśmy na sobie, i patrzę na moje włosy – wyglądały jak peruka – nie mogę powstrzymać się od śmiechu.

Editor’s Note: Więcej na stronie Erica Burdona (www.ericburdon.com), instagramie (@OfficialEricBurdon) i Facebooku (@OfficialEricBurdon).

Dostawaj to, co najlepsze z Forbes do swojej skrzynki odbiorczej z najnowszymi spostrzeżeniami ekspertów z całego świata.

Śledź mnie na Twitterze lub LinkedIn.

Ładowanie …

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *